Donald Trump wrócił do Butler, gdzie do niego strzelano. Powiedział, że jego rywale polityczni "może nawet próbowali go zabić"
Zamach na Trumpa z dnia 13 lipca do dziś budzi wiele emocji i jest w jego sprawie niejeden znak zapytania. Podobnie jak zdarzenia z 15 września, kiedy to zatrzymano kolejnego mężczyznę mierzącego z krzaków do polityka z karabinu. Czy były to faktycznie "samotne wilki"? Oczywiście mnożą się na ten temat wszelakie teorie. Sam Trump nigdy wprost nie oskarżył żadnych politycznych rywali o zlecenie zabójstwa, ale nie raz mówił, że pośrednio można obarczyć ich odpowiedzialnością za to, co się stało. "Prawdopodobnie zostałem postrzelony w głowę z powodu rzeczy, które oni o mnie mówią. Mówią o demokracji, że jestem zagrożeniem dla demokracji. Myślę, że w pewnym stopniu to wina Bidena i Harris. Jestem ich przeciwnikiem. Używali aparatu władzy jako broni przeciwko mnie" - mówił. Teraz ujął to w znacznie mocniejszy sposób. "Przez ostatnie osiem lat ci, którzy chcą nas powstrzymać przed osiągnięciem tej (wspaniałej) przyszłości, oczerniali mnie, wszczynali impeachment, oskarżali, próbowali wyrzucić mnie z listy kandydatów i kto wie? Może nawet próbowali mnie zabić" - powiedział Trump podczas wiecu wyborczego zorganizowanego w miejscu pierwszego zamachu na swoje życie - w Butler w Pensylwanii. Jak dodał, prawdziwym zagrożeniem dla USA jest "wróg wewnętrzny", a jeśli Kamala Harris przegra wybory, problem z wrogami zewnętrznymi, takimi jak Rosja, Chiny czy Korea Północna, skończy się.
Pierwszy zamach na Donalda Trumpa. Jak wyglądały wydarzenia podczas wiecu w Pensylwanii?
Zamach na Donalda Trumpa miał miejsce 13 lipca po południu czasu lokalnego w Butler w Pensylwanii. Na wiecu wyborczym Donalda Trumpa niejaki Thomas Matthew Crooks (+20 l.) przez nikogo nie niepokojony zdołał wejść z karabinem na dach jedynego budynku w bliskim sąsiedztwie sceny i strzelić do byłego prezydenta. Kula musnęła mu ucho, Trump był o milimetry od śmierci, ale nic poważnego mu się nie stało. Jak sam stwierdził, przeżył tylko dlatego, że akurat odwrócił się w stronę ekranu, choć rzadko to robi. Sprawca został zastrzelony na miejscu przez Secret Service, obecnie oskarżanego przez wiele osób o zaniedbania. Jego szefowa podała się do dymisji, choć pcozątkowo nie chciała tego robić. Triumfujący Trump już następnego dnia pojawił się na spotkaniu z wyborcami z zabandażowanym uchem.
Co wydarzyło się 15 września w Palm Beach? 58-latek czaił się w krzakach kilkaset metrów od Trumpa
Kolejne dramatyczne wydarzenia rozegrały się 15 września w Palm Beach na Florydzie, gdzie znajduje się jeden z klubów golfowych Donalda Trumpa. Polityk oddawał się właśnie swojej ulubionej rozrywce, czyli grze w golfa, gdy nagle rozległy się strzały. To strzelali agenci Secret Service w ślad za mężczyzną uzbrojonym w karabin AK-47 z celownikiem optycznym. Podejrzany osobnik czaił się w krzakach zaledwie 300 metrów od Trumpa, tuż za ogrodzeniem klubu i celował w polityka. Gdy agenci zauważyli mężczyznę z karabinem, ten porzucił broń i zaczął uciekać, został jednak złapany.