Wstrząsającą historię śmierci mężczyzny opisał dziennik "The Indian Express". Bablu Kumar, bo tak nazywała się odiara, 21 marca wykonał telefon na linię alarmową. W trakcie rozmowy poinformował, że jego dwóch sąsiadów zignorowało wezwanie na obowiązkowe badania związane z koronawirusem, pomimo faktu, że poprzedniego dnia wrócili z innego rejonu, więc byli do niego zobligowani. Po kilku dniach w domach Munny Mahto i Sudira Kumara (tak nazywali się owi sąsiedzi) pojawili się lekarze i wykonali testy. Na szczęście okazało się, że obaj panowie są zdrowi. To jednak był dopiero początek tej tragicznej historii...
Polecany artykuł:
Niestety, po upływie niecałego tygodnia Kumar, który doniósł na sąsiadów, został znienacka zaatakowany i bardzo brutalnie pobity. Choć trafił do pobliskiego szpitala, to jego stan był na tyle ciężki, że lekarzom nie udało się uratować jego życia. Policja podejrzewa, że sprawcami pobicia ze skutkiem śmiertelnym są właśnie panowie, których zbulwersować miał fakt donosu na nich. Zostali już zatrzymani przez policję i znaleźli się w areszcie.
To nie jedyny szokujący incydent w tym państwie, związany z koronawirusem. W innej prowincji urzędnicy, którzy badali ludzi na obecność koronawirusa, stali się... ofiarami zamieszek. Lokalnej społeczności bardzo nie spodobało się, że naczelnik kategorycznie nie chciał odpuścić zbadania 26 osób, które wracały do miejscowości z miast, gdzie pracowali (
W tym samym czasie blisko okręgu Sitamarhi, gdzie rozegrała się tragedia Kumara, doszło do zamieszek przeciw urzędnikom badającym ludzi na obecność koronawirusa. Lokalnej społeczności nie spodobało się, że naczelnik placówki zdrowia Chandrashekhar Prasad chciał przebadać 26 osób powracających z miast do domów (po tym, jak stracili tam pracę). Policja wszczęła śledztwo wobec 20 osób, które zaatakowały naczelnika i jego kierowcę.