Kulturę, w której żyjemy, określa się czasem mianem „dragowej”, to jest takiej, w której wszelkie środki zmieniające świadomość lawinowo wkraczają w sferę codzienności. Gdyby przebadać krew młodego pokolenia zarówno pnących się po szczeblach kariery pracowników korporacji, jak i osób jeszcze nie mających pomysłu na życie ani też warunków, w dużej mierze psychicznych, aby jakiekolwiek ze swoich marzeń zrealizować, okazałoby się, że jest ona mieszanką, o której uzyskaniu bezskutecznie marzyli alchemicy.
I na której by się zawiedli.
Świat spalony dopalaczem
„Haj”, „reset”, „odcięcie” uzyskiwane sztucznie, poprzez zmianę funkcjonowania neuroprzekaźników w mózgu, wcale nie poszerza świadomości. Przeciwnie, zamyka ją na zwyczajne-niezwyczajne doznania, Na zachwyt, oczarowanie, pasję.
Po dopalaczu, który jest chemiczną zagadką współczesnego alchemika, nie znającego się zazwyczaj na chemii ani ludzkiej fizjologii i eksperymentującego na zasadzie prób i śmiertelnych błędów, nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Czy pobudzi, czy wprowadzi w stan spokoju i obojętności selera na sąsiedztwo pora. Czy zrobi z użytkownika szaleńca, czy właśnie zombie.
Wykopani z życia
Będziesz super sobą, przeżyjesz iluminację, niespotykany haj, kop – obiecują dilerzy dopalaczy. Co zawiera to, co z taką pewnością proponują? Nie wiedzą. Oni tylko handlują.
Narkotyki, te klasyczne, jak amfetamina i kokaina, które pobudzają, heroina, która odurza, czy LSD mające właściwości halucynogenne, przynajmniej mają jakiś charakter. Zły, ale zawsze jakiś. Dopalacz to przy nich idiota i wariat w jednym. Ma działanie psychoaktywne, co oznacza, że wywołuje w mózgu cały szereg niekontrolowanych zmian. Czasem następujących lawinowo, innym razem jedna po drugiej. A co najważniejsze, każdy reaguje na te chemiczne mieszanki inaczej. Zażywający spodziewa się uczucia radości, odprężenia, zadowolenia, wreszcie euforii. A doznaje frustracji, czuje przypływ agresji lub rozpaczy. Albo nie czuje prawie nic - zamienia się w zombie.