Profesor Roman Kuźniar to zapalony miłośnik górskich wspinaczek. Jednak jego ostatnia wyprawa mogła zakończyć się tragicznie.
W czwartkowy poranek prezydencki minister wraz z dwoma innymi towarzyszami wspinaczki Jackiem Krantzem oraz taternikiem Markiem Głogoczowskim (69 l.) ruszyli na podbój Elbrusu. To najwyższy szczyt Kaukazu i jedna z najbardziej niebezpiecznych gór do zdobycia na świecie. Jednym z najczęstszych problemów są tam szybko zmieniające się warunki pogodowe. Tak było i tym razem. Kiedy z drogi na szczyt wycofał się po jakimś czasie towarzysz Kuźniara - Marek Głogoczowski, Kuźniar i Krantz nie mieli zamiaru rezygnować. I wtedy rozpętało się lodowe piekło. Dochodziła godzina 20 czasu miejscowego, kiedy obaj bez wieści przepadli w straszliwej śnieżycy.
Przeczytaj koniecznie: Bronisław Komorowski na MAZURACH z przyjaciółmi. Męska wyprawa prezydenta ZDJĘCIA
Na nogi natychmiast postawieni zostali wysokogórscy ratownicy. Koszmarne warunki praktycznie uniemożliwiały niesienie pomocy, ale to nie mogło ich powstrzymać. Podstawowa zasada - nigdy się nie poddawać. I bardzo dobrze. Bo już nad ranem obaj Polacy zostali odnalezieni. Żywi, ale przemęczeni i z odmrożeniami zostali przetransportowani śmigłowcem do szpitala.
Według rosyjskich służb Kuźniar i Krantz byli nieprzygotowani do wyprawy na Elbrus. Nie mieli ze sobą żywności ani profesjonalnej odzieży. Innego zdania jest Kancelaria Prezydenta. - Prof. Kuźniar jest zaskoczony zamieszaniem wokół swojej osoby. Jego stan jest dobry. Twierdzi, że do wyprawy był dobrze przygotowany - mówi nam Joanna Trzaska-Wieczorek. Prof. Kuźniar opowiedział jej, że kiedy warunki się pogorszyły, okopali się w śniegu i czekali na poprawę pogody.