Mężczyzna wsiadał właśnie do samolotu lecącego z Amsterdamu do Kijowa. Głęboko wierzy, że jego córka przeżyła katastrofę. Ma przed sobą jeden cel: chce odnaleźć ją żywą. - Bóg mi powiedział, że ją odda - wyznał drżącym ze wzruszenia głosem.
Odkąd 17 lipca malezyjski boeing został zestrzelony przez separatystów nad wschodnią Ukrainą, nikt nie wyraził nadziei, że ktoś mógł przeżyć katastrofę. Maszyna spadła z wysokości 10 kilometrów i spłonęła. Pogrążeni w żałobie krewni ofiar z dziewięciu krajów gromadzą się teraz w Holandii, gdzie w Hilversum zaczęła się identyfikacja ciał. Ale są tacy, którym wiara daje nadzieję na cud. To rodzice Fatimy Dyczyński (25 l.). Jej ojciec ujawnił nam, dlaczego wierzy w to, że jego córka żyje i czemu poleciał do Kijowa, by potem kierować się na miejsce katastrofy.
- W moim umyśle pojawiła się wiadomość od Boga: "Ja oddam ci córkę z powrotem". Dlatego chcemy szukać do skutku, bo myślimy, że ona jest żywa - wyznaje dr Dyczyński. - Na miejscu katastrofy nie szukano jeszcze żywych. Poza tym komórka córki wciąż działa, słychać w niej język ukraiński - dodaje kardiolog.
Ojciec wierzy, że jego córka Fatima żyje
W tej rodzinie głęboka wiara idzie w parze z wybitną inteligencją. Fatima była inżynierem kosmicznym, zaprojektowała system satelitów, które przekazywałyby obraz Ziemi widzianej w kosmosie do naszych telefonów. - Była jedną z najwspanialszych kobiet XXI wieku - nie ma wątpliwości ojciec. Miała wiele zainteresowań, znała kung fu, była muzykalna. Choć urodziła się w Niemczech, była związana z Polską i potrafiła porozumieć się w naszym języku. Jak udało nam się dowiedzieć od polskich przyjaciół rodziny, pan Dyczyński, który przez wiele lat mieszkał w Niemczech, zanim wyprowadził się z żoną do Australii, pracował w szpitalu w położonym blisko granicy z Polską Heringsdorfie. Bywał wtedy w Świnoujściu, gdzie brał udział w spotkaniach grupy neokatechumenalnej, bywała tam także Fatima. - Chodziła w procesjach, grała na gitarze - mówi pan Jerzy.
- Dopiero teraz dowiedziałem się, że Fatima była na pokładzie tego samolotu, nasza wspólnota połączy się w modlitwie w jej intencji, oby pan Jerzy miał rację i udało się odnaleźć ją żywą - mówi pan Zbigniew, znajomy Jerzego Dyczyńskiego ze wspólnoty w Świnoujściu.
- Moja córka była aniołem pokoju, a pokój jest największą bronią, jaką mamy. Gdyby wszyscy wielcy przywódcy mogli zobaczyć, jak piękna jest Ziemia widziana w przestrzeni kosmicznej, to na Ziemi zapanowałby pokój - mówi pan Jerzy.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail