Sytuacja w Wasylkowie pod Kijowem, gdzie w nocy z poniedziałku na wtorek doszło do pożaru i eksplozji paliwa w bazie naftowej, jest coraz gorsza. Wczoraj nad ranem eksplodowały kolejne zbiorniki z ropą. Już wiadomo, że w katastrofie zginęły cztery osoby, a dwanaście zostało rannych. Cały czas nie można też nawiązać kontaktu z jednym ze strażaków.
Z ogniem walczą strażacy i czterystu żołnierzy Gwardii Narodowej, specjalnie sprowadzonych przez ukraińskie władze na miejsce dramatu. Akcja gaśnicza jest bardzo trudna. Szefowie State Oil, właściciela bazy, uważają, że pożar to zamach terrorystyczny, śledczy na razie nie wykluczają jednak wypadku spowodowanego złamaniem zasad bezpiecznego przechowywania paliwa. Dodają, że umyślne podpalenie to również hipoteza, którą biora pod uwagę w swoim dochodzeniu. Tymczasem władze w Kijowie zaleciły mieszkańcom, by nie otwierali okien z powodu możliwości skażenia powietrza, choć na razie brak oficjalnego potwierdzenia, by istniało zagrożenie dla zdrowia i zycia ludzi.
Zobacz też: Płomienie w Kampinosie