Dramat polskiej rodziny w Bloomingburg. Pomóżmy! Czy mama się zbudzi?

2015-08-22 22:34

40 – letnia Joanna Jaworska, mieszkanka niewielkiego Bloomingburg w stanie Nowy Jork, od blisko trzech miesięcy jest nieprzytomna po rozległym wylewie. O wsparcie dla niej walczą jej dwie ukochane córki, które same potrzebują pomocy.

Historia ta pokazuje, że emigracyjne życie pisze różne scenariusze. I często nie są one pozytywne i radosne.

Dramat sióstr, 16 – letniej Wiktorii i 14 – letniej Julii, rozpoczął się w piątek, 5 czerwca, kiedy to rankiem znalazły w łóżku nieprzytomną mamę.

Diagnoza w szpitalu, do którego została przetransportowana kobieta, brzmiała jak wyrok. Rozległy wylew krwi do mózgu z powodu pęknięcia tętniaka. 7 - godzinna operacja sprawiła, że kobieta cudem przeżyła, ale od tamtej chwili pozostaje nieprzytomna, a rokowania lekarzy są pesymistyczne.

Nie wiadomo czy pani Joanna kiedykolwiek odzyska kontakt z rzeczywistością, o takich rzeczach jak chodzenie czy mówienie nie wspominając.

Odwiedziliśmy córki pani Joanny w Bloomingburg.

W swoim położonym na zboczu góry domu nastolatki spędzają teraz tylko noce. Pani Joanna była samotną matką. Ojciec dziewczynek po rozwodzie 8 lat temu wyjechał do Polski i od tamtej pory więcej go już nie widziały.

Wiktorią i Julią na co dzień opiekuje się ich sąsiadka Debbie Chevalier. W jej usytuowanym nieopodal domu nastolatki jedzą posiłki i spędzają większość czasu. Debbie, której dzieci wychowały się wspólnie z córkami pani Joanny, jest poruszona całą historią i robi co może, aby pomóc polskiej rodzinie.

Ciężko w to wszystko uwierzyć, gdyż nic nie wskazywało, aby Joanna miała jakiekolwiek problemy zdrowotne – mówi nam poruszona kobieta. - Nigdy na nic się nie skarżyła. Tylko pracowała bardzo ciężko, aby jej dzieciom niczego nie brakowało. To straszna tragedia – dodaje.

Debbie martwi się, że wraz z nastaniem nowego roku szkolnego nie będzie mogła zapewnić Wiktorii i Julii takiego wsparcia jak obecnie. Zarówno finansowego jak i organizacyjnego. Sama przecież ma trójkę swoich własnych dzieci.

Jednak póki co robię, co mogę – tłumaczy kobieta. One nie mają tutaj przecież w Stanach nikogo – dodaje.

Dziewczyny rozkładają na stole albumy z fotografiami. Ze zdjęć spogląda uśmiechnięta ładna 40 – letnia blondynka.

Na prawie wszystkich fotografiach widnieje razem z córkami wyglądając bardziej jak ich starsza siostra niż matka.

Nawet na zdjęciach widać, że córki są dla niej całym światem. To właśnie dla nich Joanna pracowała całymi dniami, niekiedy od świtu do zmroku, prowadząc niewielki serwis sprzątający. Ci, którzy ją znają, nie mają wątpliwości, że dla swoich córek zrobiłaby wszystko. A one teraz nie przestają wierzyć, że ich matka odzyska w końcu świadomość i po rehabilitacji dojdzie do zdrowia. I choć same nie mają prawa jazdy, korzystając z uprzejmości ludzi, starają się odwiedzać mamę jak najczęściej w szpitalu w Westchester.

- Mama jest niezwykłą kobietą – mówią jedna przez drugą dziewczyny. Bardzo silna, ale zarazem taka zawsze uśmiechnięta i pogodna. Jest dla nas całym życiem. Bardzo nam jej brakuje – mówią nie mogąc powstrzymać już łez.

Pieniądze, jakie dzięki ciężkiej pracy udało się zaoszczędzić pani Joannie topnieją w zastraszającym tempie. Szpital kosztuje, a na obecną chwilę nie wiadomo czy ubezpieczenie pokryje rosnące z dnia na dzień koszty opieki nad przykutą do łóżka kobietą.

Nawet jeśli tak się stanie to pieniądze dla wsparcia rodziny cały czas są potrzebne.

Ci, którzy zdecydują się uczynić ten szlachetny krok mogą zrobić to na stronie popularnego serwisu GoFundMe klikając na  www.gofundme.com/joannarecovery. Liczy się każdy grosz.

Drugą odsłonę powyższego dramatu stanowi walka babci dziewczynek Teresy Szelong, która usiłuje przyjechać do USA, jednak nie może otrzymać wizy.

Kobieta podczas swojej poprzedniej wizyty przekroczyła czas legalnego pobytu w Stanach i amerykańscy urzędnicy są bezwzględni.

Zrozpaczona kobieta zdobyła nawet list poparcia od amerykańskiego senatora, ale nic to nie pomogło.

- Byłam i w Warszawie i w Krakowie – powiedziała nam pani Teresa. W Warszawie w ambasadzie usłyszałam, że n pewno będę chciała znowu przesiedzieć wizę, a w Krakowie w konsulacie urzędnik nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Czy tak traktuje się ludzi? Rozumiem prawo, ale ta sytuacja jest wyjątkowa. Będąc w Stanach mogłabym pomóc wnuczkom.

I liczę się z tym, że będę musiała zabrać córkę do Polski jeśli koszt leczenia w Stanach będzie zbyt wysoki – mówi kobieta zapewniając, że nie ustanie w walce o możliwość wjazdu do USA.

 

Jak można pomóc Joannie Jaworskiej i jej córkom?

Finansowo rodzinę można wesprzeć na stronie internetowej www.gofundme.com/joannarecovery.

Osoby, które mogłyby pomóc w kwestiach prawnych związanych z wjazdem Teresy Szelong do USA proszone są o kontakt pod numerem telefonu (845) – 551 – 0006 (Debbie).

Marcin Żurawicz

 

Foto archiwum rodzinne

 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają