Co tam się wydarzyło? Jak wynika z informacji podawanych przez amerykańskie media, w ubiegłym tygodniu na niebie nad Kalifornią doszło do mrożącego krew w żyłach incydentu. Pilot, prowadzący dwusilnikowy, turbośmigłowy samolot Super King Air 350ER, nagle zaniemógł i nie był w stanie dalej sterować maszyną. Wtedy do akcji wkroczył jeden z pasażerów. Przejął stery i bezpiecznie wylądował na lotnisku w Bakersfield w Kalifornii. Jak podaje PAP, wsparcia udzieliła mu sekcja lotnicza i morska amerykańskiego Urzędu ds. Ceł i Ochrony Granic (USCBP).
Pasażer zastąpił pilota. "Był zaznajomiony"
"To prawdziwy dowód na doświadczenie naszych załóg lotniczych, szybką koordynację partnerów z Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA) i współpracę wszystkich zaangażowanych w zapewnienie bezpiecznego lądowania" - komentował we wtorek (8 października) Brandon Tucker, dyrektor oddziałów lotniczych i morskich (AMBA) w San Diego, cytowany przez agencję informacyjną UPI. Jak się okazało, mężczyzna, który przejął stery od pilota, co prawda nie miał licencji, ale nie był zupełnie "zielony". "Był zaznajomiony z kierowaniem samolotem, pracownicy urzędu udzielili mu pomocy zdalnej, dawali znać, co ma robić" - czytamy.
Dramat w USA. Pasażer samolotu musiał przejąć stery
Do akcji użyto również wielozadaniowego samolotu do powiadamiania pasażera o prawidłowej ścieżce lotu, aby dotarł do lotniska Meadows Field w Bakersfield. "Jego załoga skorzystała z łączności radiowej i kontaktu wzrokowego, aby eskortować turbośmigłowiec. W sukurs przyszła też kontrola ruchu lotniczego w Bakersfield". Agencja UPI przekazała, że samolot Super King Air 350ER osiąga maksymalną prędkość około 400 km/godz., jego maksymalny zasięg to ok. 2200 km i maksymalny pułap operacyjny ok. 1660 metrów. Samolot jest wyposażony w morski radar poszukiwawczy, radar pogodowy i elektrooptyczny czujnik podczerwieni.