To miał być zwykły, rutynowy zabieg wycięcia migdałków. Jahi McMath (13 l.) trafiła do szpitala w Oakland na początku grudnia i Boże Narodzenie miała spędzić już w rodzinnym domu. Gdy zdawało się, że operacja się powiodła, doszło do powikłań. Serce Jahi przestało bić! Po trzech dniach dramatycznej walki o życie dziecka lekarze rozłożyli ręce. Powiedzieli rodzinie dziewczynki, że doszło do śmierci mózgu i ich córkę należy uznać za martwą. Krewni Jahi nie pogodzili się z tym i odmówili odłączenia jej od aparatury.
Zobacz: Burza po słowach "śmierć mózgu nie istnieje"
Ale lekarze byli nieugięci - trzeba zwolnić miejsce innym pacjentom, a Jahi z punktu widzenia nauki już nie żyje. Sprawa trafiła do sądu, a ten uznał rację lekarzy. Rodzina dziewczynki się nie poddaje. Chce przenieść ją do innej placówki, jednak to wymaga współpracy szpitala w Oakland, a tej klinika odmawia. Zgodnie z wyrokiem sądu Jahi ma zostać odłączona od aparatury 7 stycznia.