Takiego zapisu w ustawie imigracyjnej, nad którą trwają prace w Senacie, od samego początku domagali się demokratyczni politycy. Argumentowali to tym, że jeżeli ustawa ma być kompleksowa, to musi regulować wszystkie kwestie związane z imigracją od początku do końca. A jedną z nich jest zalegalizowanie pobytu, uzyskanie zielonej karty, a następnie amerykańskiego obywatelstwa.
Republikańskim senatorom nie bardzo się to podobało. Owszem, zgadzali się na to, by zalegalizować na odpowiednich warunkach pobyt 11 milionów imigrantów, ale bez możliwości naturalizacji. Mówili, że nie można nagradzać takim przywilejem osób, które złamały prawo. Najwidoczniej jednak teraz zmiękli i zmieniają zdanie. I to nawet ci najbardziej konserwatywni, którzy jeszcze niedawno w ogóle nie chcieli nawet słyszeć o reformie imigracyjnej, a co dopiero o drodze do obywatelstwa dla nielegalnych.
Wśród nich jest m.in. John Boehner, który we wtorek bardzo pochwalił plan reformy, jaki tworzą senatorowie, a zawiera on zapis o obywatelstwie. Nawet Rand Paul, reprezentujący Tea Party, powiedział, że Ameryka potrzebuje reformy i on ją poprze, w każdej stworzonej wersji. Według analityków politycznych ta nagła zmiana stanowiska wynika z chęci - albo potrzeby - przypodobania się latynoskiemu elektoratowi.