Wstrząsający dramat w Pakistanie. Terroryści porwali Piotra S. (42 l.), polskiego inżyniera, i zabili dwóch jego kierowców oraz ochroniarza. Nie wiadomo, czy Polak żyje. Kiedy zamykaliśmy to wydanie "Super Expressu", jego los wciąż był nieznany, a policja starała się dotrzeć do niego.
- Boże, co on teraz przeżywa - mówi wstrząśnięta Danuta P. (44 l.), siostra porwanego w Pakistanie Piotra S. (42 l.). - Kiedy usłyszałam w telewizji, że porwali Polaka, poczułam takie ukłucie w sercu. Od razu wiedziałam, że chodzi o Piotrka. Później potwierdziły się moje najgorsze przypuszczenia.
Kiedy odwiedziliśmy wczoraj panią Danutę, była kłębkiem nerwów. W czasie rozmowy co chwila zerkała w telewizor. - Boże, żeby tylko go nie zabili - dodaje ze łzami w oczach.
Dochodziła 6 rano czasu pakistańskiego. Polski inżynier Piotr S. jak co dzień opuścił strzeżony obóz, w którym mieszkają wszyscy polscy pracownicy Geofizyki Kraków.
Wraz z ochroniarzem i dwoma kierowcami pojechał w teren, by sprawdzić aparaturę do pomiarów sejsmicznych (ostrzegającą przed trzęsieniami ziemi). Kiedy tylko mężczyźni wysiedli z samochodu, posypał się na nich grad kul. Bandyci zastrzelili kierowców i ochroniarza. Polaka wepchnęli do samochodu i odjechali z piskiem opon. Całe zdarzenie widział jeden z pakistańskich pracowników firmy, który od razu poinformował miejscową policję. Według niego atak był bardzo dobrze przygotowany, a terrorystom zależało na porwaniu polskiego inżyniera.
Piotr S. pracuje w firmie Geofizyka Kraków. Do Pakistanu po raz pierwszy wyjechał w listopadzie ubiegłego roku. Jednak kiedy wybuchły tam zamieszki, szybko wrócił do kraju.
- W styczniu 2008 r. Piotrek wyjechał ponownie do Pakistanu - mówi pani Danuta, siostra porwanego. - Bardzo martwiłam się o niego, bo wiem, jak niebezpieczny jest to region.
Oprócz pakistańskiej policji, naszego inżyniera szukają też polskie służby, a także koledzy z pracy. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by odnaleźć naszego pracownika i uwolnić go - zapewnia Leopold Sułkowski, prezes zarządu Geofizyki Kraków. Kiedy zamykaliśmy to wydanie "Super Expressu", nie było wiadomo, kto zorganizował bandyckie porwanie Polaka. Nie pojawiły się też żadne żądania okupu, więc wciąż nie wiadomo, czy Piotr S. jeszcze żyje.