Duchowny wezwał policję do hotelu i sam został zatrzymany. Przy 61-latku znaleziono fentanyl i karabin
Afery z udziałem duchownych od dawna nikogo już nie dziwią. Także w Polsce, gdzie niedawno mieliśmy do czynienia z tajemniczym zgonem na plebanii w Drobinie, a wcześniej ze słynną "orgią księży" w Dąbrowie Górniczej. Również duchowni innych wyznań niż katolickie potrafią zaszokować. Ostatnio bohaterem skandalu został pewien ewangelicki pastor ze Stanów Zjednoczonych. Jak podają KLAS i New York Post, chodzi o 61-letniego Davida McGee. Wszystko zaczęło się, kiedy zdenerwowany duchowny, należący do kościoła Bridge Fellowship w Karolinie Północnej, zadzwonił na policję, aby zgłosić zaginięcie czegoś z jego pokoju w hotelu w Las Vegas. Według zgłaszającego na terenie Strat Hotel Casino & Tower mogło dojść do kradzieży. Funkcjonariusze przyjechali na miejsce, ale sprawy szybko przybrały obrót zdecydowanie niekorzystny dla duchownego. Okazało się, że ma przy sobie... narkotyki i broń.
Pastor twierdzi, że przyleciał do Las Vegas prywatnym odrzutowcem, by szukać swojej córki ukrywającej się w tunelach przeciwpowodziowych
Policjanci znaleźli przy pastorze z USA fentanyl, niebezpieczny środek odurzający, a także broń, w tym karabin AR-15, co wywołało plotki o tym, że duchowny mógł planować masową strzelaninę. Jednak policja nie potwierdziła tych strasznych pogłosek. Sam David McGee twierdzi, że przyleciał do Las Vegas prywatnym odrzutowcem (!), by szukać swojej córki, narkomanki ukrywającej się w tunelach przeciwpowodziowych pod miastem i zabrać ją stamtąd. „Tak, mam broń w futerale na gitarę” - odpowiedział, gdy mundurowi zapytali go, czy jest ubzrojony. Wiadomo, że wcześniej obsługa hotelowa zwracała mu uwagę na regulamin, zgodnie z którym do hotelu nie wolno wnosić broni. Zasada ta obowiązuje od 2017 roku, kiedy doszło do krwawej strzelaniny przeprowadzonej z hotelu w Las Vegas. Sprawca, Stephen Paddock zabił wtedy 60 osób i zranił ponad 400. Duchowny ma stawić się przed sądem w grudniu.