Z raportu śledczych, na podstawie relacji ratowników i Matta Graves'a – ojca dwuletniego Lane'a porwanego przez bestie – wynika, że jeziorku były dwa aligatory. Nie wiadomo czy oba zaatakowały chłopca. Ale wiadomo, że kiedy jeden z nich trzymał w paszczy dwulatka, drugi zaatakował ojca, który desperacko próbował wyrwać dziecko ze szponów aligatora. Jednym z pierwszych przybyłych na miejsce ratowników był kapitan Tom Wellons, który zeznał, że w wodzie były dwa gady. – W momencie kiedy zjawiłem się na miejscu widziałem Matta Graves'a jak walczy o syna. Zauważyłem też, że jest ranny. Krwawił bardzo mocno i nie było żadnych wątpliwości, że to ugryzienie aligatora. Kiedy już chłopiec został porwany, on dalej uczestniczył w akcji. Mimo że wymagał szwów i antybiotyków, odmawiał, bo chciał szukać synka. W końcu jakoś udało się go przekonać ale musieliśmy mu obiecać, że będzie mógł wrócić do poszukiwań – zeznał Wellons. Dodał też jak zrozpaczony ojciec opisywał cały horror: desperacką walkę o synka, ugryzienie przez drugiego aligatora, który zanurzył się pod wodę i razem bestią trzymającą w paszczy dwuletniego Lane'a, porwali go na zawsze.
To dwa aligatory zaatakowały 2-latka na Florydzie
2016-07-05
2:00
Nie jeden, a dwa aligatory odpowiadają za śmierć dwuletniego chłopczyka, który został porwany pod wodę kiedy beztrosko bawił się nad brzegiem jeziorka na terenie disneyowskiego kurortu Grand Floridian Resort.