"Będziecie zawsze w moim sercu i w moich myślach, Wasz Tatuś" - takie wzruszające pożegnanie zamieścił w mediach społecznościowych Dalton Hoath, zrozpaczony ojciec czwórki dzieci, które zginęły w jednym z najtragiczniejszych pożarów, jakie w ostatnich latach wybuchy w Wielkiej Brytanii. "Zawsze trzymały się za ręce, były takie grzeczne i dobrze wychowane" - wspominają sąsiedzi. Do tego dramatu doszło kilka dni temu w Sutton, części Londynu. Wieczorem straż pożarna odebrała zgłoszenie o płonącym domu przy Collingwood Road. Gdy strażacy dotarli na miejsce, płomienie buchały już z okien. Niestety, w środku znaleziono czworo nieprzytomnych małych dzieci. Reanimacja nie przyniosła efektu i wszystkie dzieci uznano za zmarłe. Jak się okazało, było to rodzeństwo - dwie pary bliźniąt, sami chłopcy w wieku 3-4 lat: Kyson i Bryson (++4 l.) oraz Leyton i Logan (+3 l.).
NIE PRZEGAP: Królowa boi się o życie księcia Williama i Kate?! Wydała ważny zakaz
NIE PRZEGAP: Kim Dzong Un zakazał się śmiać! Trzeba wytrzymać przez 11 dni
Mimo przeszukania zgliszczy nigdzie natomiast nie znaleziono nikogo dorosłego. Jak to możliwe? Zagadka wyjaśniła się, kiedy na miejsce dramatu przyjechała matka dzieci, Deveca Rose (27 l.). Okazało się, że zostawiła tak małych chłopców samych w domu i pojechała na zakupy. Policja musiała bronić kobiety przed rozwścieczonym tłumem. 27-latka została aresztowana i usłyszała zarzuty zaniedbania dzieci. Ojciec dzieci mieszkał osobno, dlatego jego również nie było na miejscu.