- Wyemigrowała pani z Polski w 1989 roku. Co panią skłoniło do wyjazdu z kraju?
- Wyjechałam z kilku powodów. Po pierwsze, poszukiwałam odpowiedniego miejsca dla siebie i padło na Amerykę, która jawiła mi się jak ziemia obiecana. Podczas całego swojego pobytu na emigracji bardzo tęskniłam za krajem.
- A co pani najbardziej doskwierało na emigracji?
- Brak odpowiedniej znajomości języka angielskiego. Nie potrafiłam żyć, nie mogąc się w pełni wypowiedzieć. Wydobycie z siebie tego, co się czuje gdzieś głęboko, jest niezwykle istotnie, tym bardziej dla nas - artystów.
- Do Polski wróciła pani w 1991 roku...
- Z Los Angeles zostałam służbowo zaproszona na obchody 35-lecia Stodoły. W tym momencie, gdy przyjechałam do kraju, wydarzyła się straszna tragedia w mojej rodzinie. Mojej córce zmarł 17-miesięczny synek. Nie zastanawiając się długo, podjęłam decyzję, że powinnam zostać przy niej i wziąć ją w matczyne objęcia. Chciałam trzymać w ramionach swoje cierpiące dziecko, to było dla mnie najważniejsze.
- Z perspektywy lat żałuje pani, że podjęła decyzję o wyjeździe do Stanów?
- Teraz jestem zadowolona, że udało mi się przeżyć te siedem lat na emigracji. Ameryka pozwoliła mi otworzyć skrzydła i dzięki temu pobytowi stałam się odważną i zdecydowaną kobietą. Jednak wiem, że moje miejsce jest w Polsce. Mam świadomość, że niewielu emigrantów ma tyle szczęścia co ja. Wiem, że wiele osób, które zdecydowały się na życie na emigracji, chętnie po kilku latach wróciłyby do kraju, jednak nie mają do czego wracać. W Polsce sprzedały mieszkania i spaliły za sobą mosty. Takie osoby bardzo cierpią na emigracji. Jednak w tej kwestii nie można generalizować i wszystkich dać do jednego worka. Na emigracji żyją też ludzie, którzy są szczęśliwi i osiągają właśnie tu, w Stanach, spektakularne sukcesy. Wszystko zależy od kondycji psychicznej danej osoby.
- Lubi pani takie metropolie jak Nowy Jork, z jego gwarem i pędem? Ładuje pani życiowe akumulatory w metropoliach czy w domowym zaciszu?
- Najchętniej w domowym zaciszu. Ale Nowy Jork lubię. Tego typu metropolie, owszem, przytłaczają, ale również i imponują. Cała Ameryka jest pełna kontrastów i jest inspiracją dla wielu artystów. Zwłaszcza Nowy Jork daje wiele możliwości. Wydaje się, że w tym miejscu można osiągnąć wszystko, Ameryka dodaje skrzydeł. Sama dostałam tych skrzydeł, żyjąc w Los Angeles przez siedem lat...
- Do Nowego Jorku przylatuje pani ze sztuką "Klimakterium 2 czyli menopauzy szał". Czy jest to również sztuka dla mężczyzn, czy wyłącznie dla kobiet?
- To jak najbardziej sztuka dla mężczyzn. W poniedziałek w Warszawie odbyła się uroczysta premiera i owacjom na stojąco nie było końca! Cały nasz zespół czuje się niesiony na skrzydłach sukcesu. Cieszymy się, że trafiłyśmy również w gusta mężczyzn, którzy z wielką ochotą przychodzą na nasze przedstawienia. Po warszawskiej premierze podszedł do mnie doktor rehabilitacji, który był na widowni, i powiedział, że emanujemy taką siłą, że żadna rehabilitacja nie jest nam potrzebna. Ogólnie rzecz ujmując, jest to energetyczny spektakl, w którym dużo się dzieje i widz jest zaskoczony odgrywanymi przez nas sytuacjami. To zabawa po pachy. Mówimy nawet, że na nasze przedstawienia należy zabierać pampersy!
- A jak reagują na sztukę kobiety?
- Czują się wyzwolone, potrzebne i piękne w wieku "50 plus". Zaczynają się przekonywać do tego, że to piękny wiek, w którym wszystko wypada i wszystko można. Kobiety po naszych przedstawieniach przestają być przezroczyste, stają się pełnymi energii, wiedzącymi, czego chcą...
Zdjęcia
Sławek Ulrych
"Klimakterium 2 czyli menopauzy szał" cieszy się ogromnym powodzeniem wśród Polonii! Występują w nim: Elżbieta Jodłowska,
Grażyna Zielińska, Elżbieta Jarosik, Małgorzata Gadecka. Reżyseria: Krzysztof Jaślar i Elżbieta Jodłowska.
Przedstawienia, na które sa dostępne bilety odbędą się:
w piątek, 28 lutego,
godzina 8:00 PM
w Memorial Auditorium
Montclair State University 1 Normal Avenue
Montclair, NJ 07043
w niedzielę, 2 marca,
godzina 6:00 PM
w Tribeca Performing Arts Center 199 Chambers Street New York, NY 10013