Powódź na Słowacji. Fala kulminacyjna w nocy przeszła przez Bratysławę. Były względnie małe podtopienia. Do kataklizmu brakowało kilkudziesięciu centymetrów
Powódź w Polsce i innych krajach Europy niestety nie odpuszcza. Nasz kraj jest jednym z najbardziej poszkodowanych, gorzej było chyba tylko w Rumunii. Zagrożenie powodziowe jest teraz największe dla Wrocławia, Opola, Oławy i Nysy. Trwa walka o utrzymanie wałów. W trudnej sytuacji są także Czechy, Węgry i Słowacja. Na Słowacji minionej nocy, z 16 na 17 września, około północy fala kulminacyjna przetoczyła się na Dunaju przez Bratysławę. W lokalnych mediach widzimy zdjęcia pokazujące, że chociaż rzeka wystąpiła z brzegów i zalała bulwary oraz najbliżej położone tereny, to oszczędziła resztę miasta. Służby meteorologiczne podały, że woda w Dunaju o północy osiągnęła poziom 9 metrów i 63 cm. Tymczasem deszcz padający na zachodzie kraju ustał. Służby już wcześniej uspokajały, że wielkiego zalania stolicy być nie powinno. Nie brakowało jednak wiele. Podczas wielkiej powodzi w 2013 roku Dunaj osiągnął 10 metrów i 32 cm, a więcej wody było w nim tylko raz w historii pomiarów - pod koniec XIX wieku.
Premier Słowacji krytykowany przez opozycję. Pojawił się publicznie dopiero w poniedziałek
Zablokowane są nadal niektóre drogi prowadzące do Bratysławy. Nie da się przejechać bezpośrednio z Devinskej Novej Vsi do stolicy Słowacji. Ludzie korzystają z objazdów lub wojskowej amfibii. Stolica zmagała się także z silnym wiatrem, który poniszczył trakcje tramwajowe i trolejbusowe. 16 września, w poniedziałek wieczorem udało się przywrócić funkcjonowanie komunikacji publicznej w mieście. Tymczasem na Słowacji wokół powodzi rozpętała się polityczna burza. Opozycja zarzucała Robertowi Fice, że w przeciwieństwie do premiera Czech od początku zagrożenia powodziowego nie pojawia się publicznie, a w nadzwyczajnym posiedzeniu rządu wziął udział dopiero 16 września. Robert Fico odpowiada, że powodzianie i samorządy będą moły liczyć na jego pomoc.