Po obejrzeniu filmu, który powstał na bazie fikcyjnego teleturnieju „Gra ze śmiercią” widzowie mieli okazję przekonać się na własne oczy do czego jest zdolna telewizja. Do czego zdolni są zwykle współczujący ludzie, by zabłysnąć na szklanym ekranie i pokonać na wizji konkurencję.
Producent dokumentu, Christophe Nick zaprosił do studia telewizyjnego 69 uczestników. Gracze byli święcie przekonani, że wezmą udział w prawdziwym teleturnieju i stoczą zaciekły bój o wygraną. Mylili się. Nikt im nie powiedział, że urocza prezenterka Tania Young oraz główny uczestnik zabawy, który miał być ich ofiarą, a tak naprawdę był podstawionym aktorem to bujda.
Zobacz wymyślone tortury w programie "Gra ze śmiercią">>>
Nie oszustwo jest jednak najbardziej szokujące, ale zachowanie sporej grupy graczy. Prawie 80 procent z nich bez żadnych oporów, ani cienia skruchy zgodziła się karać mężczyznę przywiązanego do krzesła elektrycznego. Mało tego. Zaproszone do programu potwory wybuchały śmiechem gdy aktor zwijał się z bólu. Nie wiedzieli jego cierpienia, ale słyszeli jak reagował na tortury. Mężczyzna nic nie czuł, udawał, że przez jego ciało przechodzi napięcie dochodzące nawet do zabójczego poziomu 460 woltów, ale oni o tym nie mogli wiedzieć.
Każdy krzyk bólu, prośba o zaprzestanie tortur jeszcze bardziej nakręcała graczy. Eksperyment pokazał, że gdy chodzi o dobrą zabawę i szansę na wygraną w popularnym show ludzie są zdolni do najgorszej podłości. Śmierć człowieka nie ma znaczenia, liczy się tylko wygrana.