Francuska prasa po zamachach w Paryżu: Tym razem to już wojna

2015-11-14 16:31

Sobotnie wydania francuskich gazet to mieszanina wściekłości, złości i niedowierzania. Czy to media z Paryża, czy z innych części kraju – wszędzie na okładkach widzimy ocean zbrodni, który rozlał się w piątkowy wieczór w stolicy Francji. Podobnie jak i na ulicach, tak i w redakcjach zapanował chaos i zamieszanie.  Niemal każdy podaje inną liczbę zabitych, bo też o różnych godzinach dzienniki zamykały swoje wydania. Mamy dla was kompletny przegląd sobotniej prasy z Francji, od Paryża po Pireneje. Media oddają to, co dzieje się teraz w głowach i sercach Francuzów. Obrazy rannych, zabitych, przerażonych. I pytanie co dalej? Skoro „Le Parisien” pisze, że to wojna, to można się spodziewać stanowczej reakcji władz. Paryż spłynął krwią, ale Paryż na pewno odpowie. Bo tego chce teraz wielu jego mieszkańców. A dziennikarze nie tylko relacjonowali. Przeczytajcie poruszające świadectwo dziennikarza „Le Monde”, który omal nie stracił życie, pomagając zaatakowanym gościom klubu Bataclan. Daniel Psenny został ranny w ramię i trafił do szpitala. Wcześniej uratował wiele osób, wpuszczając je do budynku,w którym mieszkał.

„Le Parisien” – tytuł tego stołecznego dziennika nie pozostawia żadnych wątpliwości. „Cette fois, c’est la guerre”, czyli „Tym razem to już wojna”. Tytuł ilustruje bardzo mocne zdjęcie, na którym widać cały dramatyzm sytuacji. Białe prześcieradła, pod którym leżą zabici, ranni przenoszeni do karetek i krew, która spłynęła chodnikiem. „Le Parisien” wylicza tragiczny bilans nocy: „120 zamordowanych, ponad 200 rannych, w tym 80 ciężko. 8 terrorystów nie żyje. Francuska prasa obudziła się w sobotę w szoku”– pisze dziennik zaatakowanej stolicy. W internetowym wydaniu „Le Parisien” zamieszcza wstrząsające relacje tych, którzy stanęli twarzą w twarz ze śmiercią, ale udało im się przeżyć. Laura i Cesare jechały samochodem po ulicy Charonny i nagle wpadły na terrorystów. „Człowiek, który miał kałasznikowa, zaczął do nas strzelać. Nasze auto zostało wielokrotnie trafione. On patrzył nam w oczy i strzelał” – relacjonowały roztrzęsione Francuzki.

„Le Figaro” relację tytułuje „Wojna w środku Paryża”. Tu również podobne zdjęcie: zabici, ranni, policjanci próbujący zapanować nad sytuacją. Na pierwszej stronie czytamy opis tego, co wydarzyło się wieczorem w mieście. „To były ataki terrorystyczne na bezprecedensową skalę. Mamy kilkudziesięciu zabitych i wielu rannych. Francois Hollande zadeklarował o północy, że wprowadzi stan wyjątkowy i zamknie granice. W nocy rząd zebrał się na nadzwyczajnym posiedzeniu. Te zamachy wzbudziły wielkie emocje na całym świecie. Barack Obama, występując w telewizji, oświadczył, że to uderzenie w całą ludzkość i nasze uniwersalne wartości” – pisze Le Figaro we wstępie.

Dziennik „Nice Matin” używa tylko jednego słowa w tytule, którego nie trzeba nawet tłumaczyć: ‘’L’horreur”, a na okładce widać przerażonych, płaczących ludzi odprowadzanych przez policję w bezpieczne miejsce. „Dziennik Liberation”: Również bardzo mocna okładka z tytułem „Rzeź w Paryżu”. Na jedynce czytamy: „Wiele skoordynowanych ataków miało miejsce w Paryżu i na jego przedmieściach, nieopodal Stade de France. Jest co najmniej 42 zabitych. To fala ataków, jakiej tu jeszcze nie było”.

Dziennik L’Alsace”, wychodzący w Miluzie, też, co oczywiste, na pierwszej stronie zamieszcza przerażające wieści z Paryża: „Nuit d’horreur a Paris”, czyli „Noc horror w Paryżu” – taki jest tytuł w tej gazecie. Dziennik pisze tak: „10 miesięcy po styczniowych zamachach doszło do kolejnych w Paryżu i na jego przedmieściach powodując co najmniej 160 zabitych, z których sto w klubie Bataclan. Te ataki, z których niektóre miały charakter samobójczy, były skoordynowane”.

Dziennik „Sud-Ouest” tytułuje swoją jedynkę słowami „L’etat d’urgence”, czyli „stan wyjątkowy”. Opis podobny do innych. Liczba ofiar, która wciąż nie jest zamknięta, reakcja prezydenta, ogłaszającego stan wyjątkowy i podobne jak gdzie indziej zdjęcie pokazujące ocean zbrodni jaki rozlał się w piątkowy wieczór po Paryżu.

„La Depeche” wydał specjalne wydanie gazety z tytułem na okładce „Ataki terrorystyczne w Paryżu”. I w punktach informuje czytelników o tym, co się wydarzyło kilka godzin wcześniej. *Cztery strzelaniny w Paryżu, które spowodowały kilkanaście ofiar *W Bataclan wzięto zakładników *Francois Hollande ogłosił wczoraj stan wyjątkowy na całym terytorium Francji.

Zupełnie wyjątkowa jest okładka dziennika „L’Equipe”, legendarnej gazety sportowej. W piątkowy wieczór rozgrywano towarzyski, ale prestiżowy mecz Francja – Niemcy. W każdym innym przypadku okladka „L’Equipe” byłaby okraszona piłkarskim zdjęciem, ale w tym wyjątkowym momencie wygląda ona zupełnie inaczej: jest czarna, nie ma tam żadnego zdjęcia. W tytule jedno słowo, ale oddające wszystko „L’Horreur”. Gazeta zamykała się niedługo po północy, na okładce znalazły się następujące słowa: „W pobliżu Stade de France miały miejsce ataki terrorystyczne. O godzinie 0:30 bilans zabitych wynosił już co najmniej 40 osób”.

„La Republique des Pyreenes” tytułuje relację: „Paryż zaatakowany. 150 zabitych, 60 rannych”. „Nous etions Charlie, nous sommes Paris” – „byliśmy Charlie, dziś jesteśmy Paryżem” – pisze gazeta, przypominając gesty solidarności wobec redakcji „Charlie Hebdo”, która niedawno została zaatakowana.

W trakcie zamachów ranny został dziennikarz gazety „Le Monde”, Daniel Psenny, który mieszkał nieopodal klubu Bataclan i pośpieszył rannym z pomocą. Na łamach swojej gazety opowiada jak to wszystko się potoczyło. „Pracowałem u siebie. W telewizji leciał film, w którym Jean Hugues Anglade gra rolę policjanta. Usłyszałem hałas, jakby wybuchy petard. Najpierw pomyślałem, że to dźwięki właśnie z filmu. Ale hałas był na tyle głośny, że wyjrzałem przez okno. Mieszkam na drugim piętrze, moje mieszkanie ma widok na wyjścia ewakuacyjne klubu Bataclan. Ludzie uciekali w panice, we wszystkich kierunkach. Przewracali się, było dużo krwi. Wtedy zrozumiałem, że to coś poważnego. Spojrzałem do góry, a tam w oknie klubu była kobieta. Wtedy przypomniały mi się obrazy z 11 września. Postanowiłem zbiec na dół i otworzyć nasze drzwi ludziom, żeby mogli się schronić w naszym budynku. Niedaleko na ziemi leżał mężczyzna. Wraz z innym, którego potem już nie widziałem, wciągnęliśmy tego leżącego w bezpieczne miejsce. To w tym momencie musiałem dostać kulę. Poczułem jakby petarda wybuchła mi w lewym ramieniu. Widziałem też płynącą z niego krew. Myślę, że strzelano do mnie z okna. Schowaliśmy się u moich sąsiadów. Okazało się, że ranny, którego wcześniej wciągnąłem do budynku był Amerykaninem. Był ranny w nogę, było mu zimno, wymiotował. Baliśmy się, że zaraz umrze. Zadzwoniłem do koleżanki, która jest lekarką i ona wytłumaczyła mi jak zrobić opatrunek na ramię. Potem nas ewakuowano”. Psenny trafił do szpitala o 3 w nocy. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Sprawdź: Grzegorz Schetyna: Jesteśmy bezbronni w starciu z zaplanowanym, wyrachowanym scenariuszem śmierci

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki