Maleńki Michael, który urodził się 1997 r. w piwnicy domu Fritzlów, przeżył ledwie trzy dni. Chłopczyk zmarł najprawdopodobniej dlatego, że kiedy ciężko zachorował, nie udzielono mu pomocy medycznej. Na domiar złego Josef Fritzl, ojciec i zarazem dziadek dziecka, spalił ciało Michaela w piecu, którym ogrzewał piwniczne więzienie!
Elizabeth Fritzl po niemal trzech miesiącach pobytu w szpitalu psychiatrycznym w końcu mogła zeznawać. Lekarze zgodzili się, by kobieta opowiadała o koszmarze, który przeżywała przez 24 lata. Przez cztery dni mówiła, jak ojciec więził ją i zmuszał do seksu.
Jednak dla prokuratury, która zajmuje się jedną z największych zbrodni w historii Austrii, najważniejsze zdanie padło z ust Elizabeth dopiero ostatniego dnia przesłuchań. - To ojciec zabił mojego syneczka - wyznała ofiara zwyrodniałego Fritzla. Teraz biegli będą musieli zdecydować, czy Michael (jeden z bliźniaków) mógłby przeżyć, gdyby tylko został w porę przetransportowany do szpitala. Jeśli ich opinia potwierdzi tę tezę - Fritzlowi zostanie postawiony zarzut zabójstwa. Na razie za gwałt, pozbawienie wolności i znęcanie się nad bliskimi grozi mu bowiem żenująco śmieszna kara 15 lat więzienia.