Greenpoint nie może się otrząsnąć po śmierci bohaterskiego Polaka. Zbyszek zginął, bo stanął w obronie 15-letniej Sary

2015-01-03 5:00

- To był anioł nie człowiek, dbał o moją rodzinę najlepiej jak potrafił. Nie mam pojęcia jak teraz będzie wyglądało moje życie bez niego… – rozpacza Dorota Puk, partnerka zadźganego z zimną krwią Polaka – Zbyszka „Ziggy’ego” Truszkowskiego (†37 l.). Bestialski mord poruszył nie tylko polską społeczność Greenpointu.

O sprawie pisaliśmy w wydaniu noworocznym. Jednak teraz wychodzą szczegóły tej sprawy.

Był poniedziałkowy wieczór. W przedsionku domu przy 131 Dupont St. na Greenpoincie doszło do awantury. Według relacji portalu Gothamist.com, podpity mężczyzna napastował 15-letnią Sarę Puk i jej przyjaciółki. Gdy wraz ze swoim kompanem zaczął walić w szybę samochodu koleżanki Sary, dziewczyna zawołała Zbigniewa Truszkowskiego.

Polak, nie zastanawiając się stanął w obronie dziewczyny. Niestety, z tragicznym skutkiem. Jeden z napastników wyciągnął nóż i dźgnął nim naszego rodaka w tułów. Zmarł po przewiezieniu do Bellevue Hospital.

- Umarł, chroniąc mnie… – mówiła dziennikarzom zrozpaczona Sara.

Znicze przed domem

Przed budynkiem na Dupont St. Polacy składają kwiaty i zapalają znicze. Ziggy, jak go nazywali przyjaciele, cieszył się tu dobrą opinią.

– On był takim spokojnym i inteligentnym człowiekiem. Na nocki pracował w piekarni, aby utrzymać swoją rodziną, którą bardzo kochał. Zaledwie miesiąc temu wrócił z wakacji w Polsce. To, co się wydarzyło to istna tragedia – mówi sąsiadka, pani Aniela.

W superlatywach o naszym tragicznie zmarłym rodaku wypowiada się inna znajoma, Eryka Vokler.

- Kilka dni przed tragicznymi wydarzeniami spotkałam Zbigniewa, kiedy był w sklepie ze swoją przyjaciółką, która porusza się na wózku inwalidzkim. Robili zakupy. Kobieta, z którą mieszkał Zbigniew była zachwycona tym, że ma przy swoim boku takiego dobrego mężczyznę. Mówiła o nim, że to prawdziwy anioł – opowiada Eryka. Kobieta pomaga teraz w przygotowaniach do ceremonii pogrzebowej.

Organizował ją będzie prowadzony przez Artua Dybanowskiego Arthur's Funeral Home na Greenpoincie. Obecnie trwa ustalanie daty i miejsca pochówku – informacje będą znane w ciągu najbliższych kilku dni.

Według znajomych z polskiej dzielnicy Zbigniew Truszkowski do Nowego Jorku przyleciał z Łodzi w 1996 roku. W Polsce życie go nie rozpieszczało. Do Stanów przyleciał, aby poprawić soją sytuację finansową. Niestety, los napisał mu inną, tragiczną historię.

W Nowym Jorku przebywał również jego ojciec oraz brat.

- To bardzo smutne. Pamiętam jak dziś, jak organizowałem ceremonię pogrzebową jego ojca – powiedział Artur Dybanowski, właściciel Arthur's Funeral Home na Greenpoincie – Nie znałem osobiście poniedziałkowej ofiary. Jednak widząc jego zdjęcie przypominam sobie, że widywałem go często na Greenpoincie. Miał on opinię dobrego i poczciwego człowieka – dodaje Dybanowski.

Dzięki niemu czułam się bezpiecznie

Kobieta, z którą mieszkał Zbigniew Truszkowski nie może się otrząsnąć po tym, co się stało.

– Mieszkaliśmy razem od czterech lat. Zbyszek był dla mnie i mojej córki wszystkim, co miałyśmy najlepszego w życiu. Dzięki niemu czułam się bezpiecznie. Poruszam się na wózku inwalidzkim i jest mi podwójnie ciężko. Zbyszek dbał o mnie i o moją rodzinę. Trudno sobie teraz wyobrazić jak będzie wyglądało moje życie bez Zbyszka – powiedziała naszemu reporterowi podczas rozmowy telefonicznej Dorota Puk. – Moja córka jest w wielkim szoku i nie może się, otrząsnąć po tym, co się wydarzyło – dodaje kobieta.

Według najnowszych informacji policja aresztowała podejrzanego o udział w zbrodni.


Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki