W wyniku huraganu najbardziej ucierpieli mieszkańcy ulic na północ od Greenpoint Ave, gdzie w poniedziałek wieczorem wylała East River podtapiając piwnice i stojące na ulicach samochody. Tuż przed północą widok rzeki płynącej ulicami przypominał to, co działo się na Dolnym Manhattanie. Po kilku godzinach woda ustąpiła, a mieszkańcy przystąpili do wypompowywania jej z piwnic zalanych domów. Gdzie indziej szkody nie były tak wielkie.
W greenpoinckich parkach wiatr połamał wiele konarów, a nawet drzew. W McCarren Park runął olbrzymi słup oświetleniowy. Ucierpiało również wiele sklepowych markiz, które wiatr porwał niekiedy na strzępy. We wtorek rano rozpoczęło się sprzątanie po nawałnicy i liczenie strat. Z uwagi na ciągle padający deszcz na ulicach nie było wiele osób, a w całej dzielnicy funkcjonowały jedynie sklepy spożywcze.
- Całe szczęście huragan nas ominął – powiedziała pani Krystyna, która wyszła na spacer z psem do McGorlick Park na Greenpoincie. - Park wygląda jak pobojowisko, na ulicach jest pełno śmieci, ale najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Mam wielu znajomych w New Jersey i tam jest znacznie gorzej. Te doniesienia z Manhattanu są przerażające – powiedziała nam pani Jadwiga, mieszkająca na Nassau Ave. - Ciągle martwię się o wielu znajomych, z którymi nie ma kontaktu. Nie wiem jak i kiedy pójdę do pracy. Tragedia. Dobrze, że choć Greenpoint nie ucierpiał. Nie wyobrażam sobie co by się tutaj działo jakby rzeczywiście huragan uderzył z pełną siłą – dodała kobieta.
M.Ż.