Elektrownia zlokalizowana jest w odległości około 220 kilometrów od przejścia granicznego w Ogrodnikach w województwie podlaskim. Jest ona budowana od kilku lat: w tym roku ma zostać uruchomiony pierwszy blok, a start bloku nr 2 planowany jest na 2021 rok.
O tym, że na terenie elektrowni doszło do pożaru, jako pierwszy poinformował białoruski bloger Nexta. Dotarł on do tajnego dokumentu o tym informującego, który został zatajony przed opinią publiczną. Jak zasugerował on, w przypadku poważniejszego wypadku, w wyniku którego mogłoby np. dojść do napromieniowania, władze również w ten sposób ukrywałyby te informacje przed obywatelami. Co więcej, nie wykluczył, że o owy pożar mógł doprowadzić do takowego.
Zobacz także: Litwini drżą z powodu nowej elektrowni atomowej. Czy Polska też jest zagrożona?
Dopiero teraz prominentny przedstawiciel białoruskiej władzy potwierdził, że istotnie doszło do pożaru na terenie budowy. W wywiadzie dla gazety "Respublika" Michaił Michajuk (wiceminister energii) tłumaczył, że do zaprószenia ognia doszło "ponieważ resztki farby przygotowane na rozpuszczalniku zapaliły się w metalowym wiadrze". Polityk zdradził, że winnym wybuchu pożaru jest jeden z pracowników, który naruszając przepisy bezpieczeństwa, zapalił papierosa obok tego wiadra, przez co pomieszczenie wypełniło się dymem. Podkreślił przy tym, że ogień został szybko ugaszony ponieważ system przeciwpożarowy działał normalnie, dzięki czemu nie doszło do poważniejszych uszkodzeń. Na koniec dodał:
Sprawcy i osoby odpowiedzialne zostali pociągnięci do odpowiedzialności (zostali zwolnieni- red.). Jeśli pożar doprowadzi do uszkodzenia sprzętu lub konstrukcji budowlanych, które mają wpływ na bezpieczeństwo elektrowni jądrowej, społeczeństwo zostanie poinformowane
Dopytywany, dlaczego władze zataiły tę informację, odpowiedział stanowczo: - Nie było zagrożenia dla budowy reaktora i systemów technologicznych oraz nie było zagrożenia dla przygotowań do dostawy paliwa jądrowego, które nie dostało się na miejsce. Jak przekonywał, władze kierowały się też wytycznymi Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, zgodnie z którymi takie zdarzenie nie wymagało natychmiastowego informowania opinii publicznych.
Michaił Michajuk odniósł się również do pretensji litewskich władz, twierdząc, że oba państwa nie uzgodniły dokładnych procedur informacyjnych (za co winą obarczył sąsiadów, twierdząc, że władze w Mińsku zaproponowały tym w Wilnie zestaw takowych, ale nie doczekano się odpowiedzi). Co więcej, oskarżył on, że podczas budowy podobnej elektrowni na Litwie dochodzi do incydentów, o których tamtejsze władze również nie informują opinii publicznej.