Jarosław Kaczyński chce wzmacniać granicę z Białorusią z powodu Grupy Wagnera. Ekspert uważa, że tak naprawdę najemników będzie tam niewielu
Bunt w Rosji nadal budzi wiele wątpliwości, a teorie na jego temat są rozmaite. Jewgienij Prigożyn po tym, jak wydał rozkaz zawrócenia żołnierzy z marszu na Moskwę, wyjechał na Białoruś. Z kolei Putin w swoim przemówieniu wygłoszonym kilka dni temu w zdumiewających słowach podziękował najemnikom na podjęcie właściwej decyzji i rezygnację ze szturmu na Kreml. Powiedział też, że mają teraz do wyboru powrót do domu, podpisanie kontraktu z rosyjskim ministerstwem obrony lub wyjazd na Białoruś. Ta informacja zaniepokoiła polskie władze. Czyżby Grupa Wagnera była już na Białorusi, bliżej Polski? Wicepremier Jarosław Kaczyński powiedział, że w związku z tą sytuacją podjęto decyzję o wzmocnieniu polskiej granicy wschodniej. "Polityka bezpieczeństwa jest z natury rzeczy nastawiona na najczarniejsze scenariusze i kierując się tą zasadą, musieliśmy tego rodzaju decyzje podjąć" - mówił Kaczyński na konferencji prasowej. Czy rzeczywiście zagrożenie jest zdecydowanie większe?
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich o wagnerowcach: "Nie wydaje się, aby masowo migrowali oni na Białoruś"
"Część z najemników Grupy Wagnera podpisze kontrakty z rosyjską armią, inni przeniosą się np. do Syrii czy krajów afrykańskich. Nie wydaje się, aby masowo migrowali oni na Białoruś" - powiedział w czwartek, 29 czerwca w Studiu Polskiej Agencji Prasowej dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk. Jak dodał, "raczej niewielu" najemników wybierze opcję udania się do kraju Alaksandra Łukaszenki i będą to raczej setki, niż tysiące członków Grupy Wagnera, zaś Łukaszenka tak naprawdę nie chce ich w swoim kraju, bo sam czuje się przez nich zagrożony. "Myślę, że część z nich podpisze kontrakty z armią rosyjską, a część po prostu wróci tam, gdzie będzie wykorzystywana, jak np. Syria czy kraje afrykańskie. Natomiast z całą pewnością jest to koniec grupy Wagnera jako pewnego podmiotu, który prowadził działania w Rosji" - ocenił Wojciech Konończuk.