Dramat sześciorga młodych ludzi w wieku od 18 do 25 lat rozgrywał się przez 9 lat w miejscowości Ruinerworld. Gerrit-Jan van D. uwięził swoje dzieci w wyizolowanym pokoju, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Policja ustaliła, że ofiary samozwańczego guru przebywały zamknięte wbrew własnej woli przez 9 lat.
Grupa, co w przypadku sekt nie jest niczym nadzwyczajnym, oczekiwała na koniec świata przepowiedziany przez ojca i jego kolegę Josefa B. z Austrii. Kataklizm jednak nie nadchodził.
Polecany artykuł:
Sekta Moona
Obaj mężczyźni byli zwolennikami Kościoła Zjednoczeniowego, organizacji religijnej założonej przez zmarłego w 2012 r. Sun Myung Moona. Kościół głosił szczytne idee, ale był szerzej znany jako "sekta Moona", a liderowi często zarzucano liczne grzechy: cudzołóstwo, defraudacje i posiadanie pornografii.
"Kościół" prowadził działalność misyjną w 140 krajach, Holandia nie była wyjątkiem.
Willem Koetsier, rzecznik niderlandzkiego oddziału kontrowersyjnej grupy wyznaniowej potwierdził, że Gerrit-Jan van D. w latach 80. przez krótki czas należał do ich organizacji. Jak dodał, ojciec szóstki dzieci "cierpiał na problemy natury psychicznej".
- Słyszałem od starszych członków, że był osobą bardzo uduchowioną i założył grupę wraz z rodziną - dodał Koetsier
Peter Zöhrer, wieloletni przełożony austriackiej odnogi "sekty Moona" nie ma za to najlepszego zdania o 67-letnim Holendrze.
- Był kompletnym idiotą. Dlatego nasz ruch zdystansował się od niego, jak dowiedziałem się z moich źródeł w Holandii - powiedział.
Josef B. nigdy nie był członkiem "Kościoła Zjednoczeniowego", ale w strukturach działał jego brat Franz. Josef był za to członkiem innej, nieokreślonej sekty.
Brat wspomina, że od 10 lat nie ma z nim kontaktu.
- Chciał, żebym poręczył za niego pieniądze. Powiedziałem mu, żeby spadał - wspomina braterską "zażyłość" Franz.
Rytuały na ranczu
Gerrit-Jan van D. i Josef B. postanowili połączyć siły. B. wprowadził się na teren posiadłości Holendra. Van D. w ranczu umieścił również swoje dzieci - sześć dorosłych osób w wieku od 18 do 25 lat. Cała grupa wyczekiwała na koniec świata, świadkowie wspominają, że widziano ich podczas wykonywania dziwnych rytuałów, np. chodzenia w kółko.
Posiadłość jest dość okazała, mierzy prawie 6 tys. metrów kwadratowych. Według niektórych świadków van D. czasami wypuszczał swoją rodzinę i pozwalał jej przebywać na zewnątrz. Cała grupa jednak nigdy nie mogła opuścić terenu rancza.
Pięć piw dla kurażu
Cała sprawa wyszła na jaw 13 października. Jeden z synów samozwańczego guru, 25-letni Jan, od jakiegoś czasu łamał zakaz i opuszczał dom.
Mężczyzna chadzał do oddalonego o 40 minut marszu baru. W ostatnią niedzielę przełamał się, zamówił pięć piw i, wypiwszy, opowiedział swoją historię.
Jan mówił, że jego rodzina potrzebuje pomocy, a on sam nigdy nie chodził do szkoły i od 9 lat nie był u fryzjera.
Na ratunek rodzeństwu
Jak wspominają świadkowie, mężczyzna był zarośnięty i zdezorientowany. Jan opowiedział rozmówcom, w jaki sposób żyje jego rodzina i dodał, że jako najstarszy chce odmienić los braci i sióstr.
Po wszystkim 25-latek uciekł, a barmani natychmiast powiadomili policję. Przybyli na miejsce funkcjonariusze wstępnie potwierdzili wersję Jana i właśnie badają dalsze szczegóły.
- Znaleźliśmy sześć osób w pokoju o małej powierzchni, który mógł być zamykany; w domu, nie w piwnicy. Nie jest jasne, czy osoby przebywały tam z własnej woli - poinformowała policja w komunikacie prasowym.
Odkrycie policji jest nie lada szokiem dla sąsiadów, którzy podkreślają, że nigdy nie widzieli dzieci z rodziny van D. Tylko właściciel domu pojawiał się na zewnątrz, i to nieczęsto. Na farmę nie trafiały żadne listy. Dzięki hodowli zwierząt i uprawie warzyw czekający na koniec świata członkowie sekty byli samowystarczalni.
Taki los swoim dzieciom zgotował Gerrit-Jan van D. z Holandii. Jak wspomina związany z "sektą Moona" kuzyn 67-latka, pewne symptomy zwiastowały dramat, być może były osoby, które wiedziały, co zamierza van D...
- W pewnym momencie miał w głowie kilka pomysłów. Szalonych pomysłów, ale nikt w rodzinie nie chce o tym rozmawiać. Wtedy nasz kościół powiedział: Nie możemy z tobą dalej działać.
"Szalone pomysły" przełożyły się na poważne zarzuty. Van D. jest podejrzany o pozbawianie ludzi wolności, szkodzenie zdrowiu innych i pranie brudnych pieniędzy.