Gwiazdor "Parku Jurajskiego" ma raka w trzecim stadium. Sam Neill mówi o śmierci, ale też zapewnia fanów, że obecnie jest w remisji
"WSZYSTKO DOBRZE. CZUJĘ SIĘ DOBRZE!! Proszę ignorować sprzeczne historie publikowane dzisiaj w prasie. Moja uwaga poczyniona podczas programu zeszłego wieczoru została wyrwana z kontekstu. Proszę mieć pewność, że jestem w całkowitej remisji i planuję tak pozostać przez wiele lat. Wszystko w porządku, piękny dzień mamy tutaj, w Australii Zachodniej i jutro też będzie". Takie oświadczenie opublikował szybko na Instagramie nowozelandzki aktor Sam Neill (76 l.). Zaczął uspokajać swoich fanów po tym, jak historia o jego poważnej chorobie obiegła świat. Wielu zrozumiało słowa aktora tak, jakby był w krytycznym stanie i umierał. Ale on prostuje te informacje i mówi, że choć faktycznie zmaga się z rakiem, to obecnie jest w remisji, co oznacza, że nowotwór został póki co opanowany.
Aktora z "Parku Jurajskiego" uratował rzadki lek. Jednak lekarze ujawnili smutną prawdę
Sama Neilla (76 l.) pamiętamy przede wszystkim z kultowego filmu "Park Jurajski", gdzie wcielał się w rolę paleontologa Alana Granta. Niedawno wyznał w swojej książce oraz w wywiadzie dla ABC, że cierpi na raka krwi w trzecim stadium. Słowa aktora mogły niepokoić. Jak powiedział, trzy miesiące po otrzymaniu chemioterapii z powodu chłoniaka angioimmunoblastycznego leczenie przestało działać. Kiedy jednak lekarze zaczęli podawać mu pewien rzadki lek przeciwnowotworowy, terapia zaczęła przynosić rezultaty. W efekcie Neill jest w remisji od roku, ale lekarze powiedzieli mu, że lek w pewnym momencie przestanie działać. Aktor wyznał, że nie boi się śmierci, ale stara się nie myśleć o tym, czego nie jest w stanie w pełni kontrolować. Pozostaje życzyć mu zdrowia!