Kandydatce Demokratów i tych, którzy na nią głosowali, trudno się jest pogodzić z wynikami wyborów prezydenckich. Jej sympatycy od wyborczego wtorku protestują na ulicach amerykańskich miast i ścierają się z policją, a Hillary Clinton znalazła głównego sprawcę swojej porażki w wyścigu do Białego Domu. I wskazała palcem Jamesa Comeya, dyrektora FBI.
- Wszystko szło po mojej myśli aż do momentu, kiedy ujawniono informację o ponownym śledztwie FBI w sprawie maili. Trzy dni przed wyborami FBI poinformowało, że jestem niewinna, jednak to niewiele zmieniło w wyniku wyborczym – ubolewała Clinton w rozmowie z telewizją CNN. Chodzi o ponowne wszczęcie śledztwa w sprawie tzw. afery mailowej. Hillary Clinton miała podczas pełnienia funkcji sekretarza stanu używać do korespondencji służbowej prywatnej skrzynki mailowej, co w świetle amerykańskiego prawa jest niedozwolone.