– Nie boję się użyć słowa: obywatel czy obywatelstwo. Moim zdaniem republikanie zbyt często mydlą oczy mówiąc legalny status czy legalizacja. To zakodowane określenie „status drugiej/gorszej kategorii”. A przede wszystkim, to tak jakby od samego początku szykowali sobie wyjście awaryjne na wycofanie się z obietnic – mówiła Hillary Clinton na spotkaniu w Rancho High School w Las Vegas. Uczestniczyli w nim m.in. latynoscy uczniowie będący dziećmi nieudokumentowanych imigrantów.
- Jakakolwiek zmiana w przepisach prawa, jakakolwiek reforma imigracyjna, musi być przeprowadzona dobrze czyli kompleksowo. Musi się w niej znajdować zapis o ścieżce do całkowitego i równego obywatelstwa – powiedziała stanowczo.
Dodała też, że jako prezydent USA nie podpisałaby ustawy, która by tego nie gwarantowała.
To stanowisko demokratki jest w dużej opozycji do większości przedstawicieli Partii Republikańskiej, którzy albo sprzeciwiają się jakiejkolwiek reformie imigracyjnej lub – jeżeli się na nią godzą – tylko pod warunkiem, że nie będzie ona dawać możliwości ubiegania się w przyszłości o amerykańskie obywatelstwo.
Przy okazji spotkań w Nevadzie była Pierwsza Dama obiecała, że jako prezydent działałaby bardziej przywódczo i mobilizacyjnie na członków Kongresu i nie pozwoliła by, aby podziały oraz polityczne interesy stanęły na drodze tak ważnej dla Ameryki sprawie jaką jest reforma. Dodała jednak, że docenia dotychczasowe starania i wysiłki Baracka Obamy na rzecz imigrantów.
Nevada nie była przypadkowym miejscem spotkań pani Clinton, bowiem jedna czwarta populacji tego stanu to imigranci, głównie Latynosi. Dla nich sprawa reformy jest bardzo istotna kwestią, i wielu z tych uprawnionych do głosowania uzależnia swój wybór od stanowiska kandydata w tej właśnie sprawie.