Stany Zjednoczone są wstrząśnięte po zbrodni, jakiej w ubiegłym tygodniu dokonała 42-letnia Amber Waterman z Missouri. Skontaktowała się z 33-letią Ashley Bush, która była w 31. tygodniu ciąży i szukała zajęcia. 42-latka, która przedstawiła się jako "Lucy", zaproponowała jej rozmowę o pracę. Miały się spotkać w ubiegły poniedziałek (31 października), potem ślad po ciężarnej zaginął. Jej spalone szczątki odnaleziono w ubiegły czwartek (3 listopada), a jej nienarodzone martwe dziecko dzień wcześniej w zupełnie innym miejscu. Co się wydarzyło? Szczegóły są makabryczne.
USA. Zabiła ciężarną, z brzucha wycięła jej płód. Chciała ratować małżeństwo?
Zgodnie z doniesieniami amerykańskich mediów, które powołują się na źródła bliskie domniemanej morderczyni, Amber od kilku tygodni udawała, że jest w ciąży, by ratować swoje małżeństwo. Umówiła się z Ashley, bo wiedziała, że ta jest w zaawansowanej ciąży. Zgodnie ze wstępnymi ustaleniami śledczych, gdy się spotkały 42-latka porwała młodszą kobietę i wywiozła ją w pobliże swojego miejsca zamieszkania, czyli domu nad jeziorem w Pineville. 33-latka zginęła od strzału z broni palnej, potem Amber miała jej wyciąć z brzucha płód.
Zabójstwo ciężarnej i jej nienarodzonego dziecka. Dożywocie albo śmierć
Zgodnie z relacją męża rzekomej morderczyni, 42-letniego Jamiego, do wszystkiego mu się przyznała i poprosiła o pomoc. Razem podobno spalili ciało Bush, a jej szczątki wywieźli z dala od domu. Martwy płód porzucili w innym miejscu. Gdy po Amber przyszła policja, kobieta wszystkiego się wyparła, twierdząc, że za zabójstwem stoi "Lucy", którą zna z pracy. Jej mąż ją jednak pogrążył. Amber Waterman grozi teraz dożywocie lub nawet kara śmierci. Jej mąż, Jamie, odpowie za współudział.