Brytyjski dziennik "Daily Mail" opisuje wstrząsającą historię śmierci 2-letniej dziewczynki. W trakcie wakacji w Turcji nagle poczuła się ona tak źle, że musiał się nią zająć lekarz rezydujący w hotelu. Medyk miał zdiagnozować u małej pacjentki zapalenie migdałków, mimo że matka zwracała uwagę na ból brzucha, a nie gardła. Choć kobieta jednoznacznie wyrażała swoje wątpliwości, on pozostawał pewny swej opinii. Stan dziewczynki wciąż się nie polepszał, więc w dniu wylotu rodzice zrezygnowali z podróży i zabrali córkę do szpitala. Tam ponownie spotkali tego samego lekarza, który badał dziewczynkę w hotelu. Według przyjaciół rodziny z Wysp Normandzkich medyk nadal twierdził, że dziecku nie dolega nic poważnego. Miał przepisać jej nurofen i utrzymywać, że ta może udać się w podróż powrotną do domu.
Zobacz: Nastolatkowie z Polski w najostrzej bombardowanej części Strefy Gazy! Poruszające słowa ich cioci!
Niestety, gdy rodzina dotarła na lotnisko, stan 2-latki pogorszył się na tyle, iż konieczne okazało się wezwanie pogotowia. Dziewczynka ponownie trafiła do szpitala, gdzie tym razem zdiagnozowano u niej zapalenie wyrostka robaczkowego i sepsę. Jak się jednak okazało, na ratunek było już za późno...
- Isla wniosła tyle radości i śmiechu do życia tych, którzy ją znali. Jej promienny uśmiech na zawsze pozostanie w naszych sercach - przekazała dziennikowi pani Kearns, przyjaciółka pogrążonej w żałobie rodziny.
Przeczytaj: 19-latek zakochał się w 76-latce! Jest film z oświadczyn, namiętne pocałunki!
Kearns dodała też, że to niewyobrażalna tragedia, której można było uniknąć. - Żadna rodzina nie powinna przez to przechodzić, wiedząc, że dziecko mogłoby zostać uratowane gdyby nie słaba ochrona zdrowia i błędne diagnozy - oceniła.