Jedna osoba nie żyje, a ponad 70 jest rannych po tym, co wydarzyło się na pokładzie samolotu lecącego we wtorek, 21 maja, z Londynu do Singapuru. Do tragedii doszło w wyniku gwałtownych turbulencji. Na pokładzie Boeinga 777-300ER znajdowało się 211 pasażerów i 18 członków załogi. Po 11 pierwszych godzinach spokojnego lotu rozpoczął się koszmar. Jak przekazuje "Daily Mail", około 15:30 czasu lokalnego samolot nagle przechylił się, przelatując przez obszar silnych burz nad Birmą. "Niektórzy pasażerowie twierdzili, że zdali sobie sprawę, że samolot zaczął się unosić w górę, a kadłub drżał pod wpływem warunków panujących na zewnątrz, chociaż było to na tyle nieznaczne, że nie wszyscy na pokładzie to poczuli". Nie wszyscy mieli w tym czasie zapięte pasy. Część pasażerów stała w przejściu, ktoś czekał w kolejce do toalety.
73-latek dostał zawału ze strachu?
"Pasażerowie, którzy nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa lub w tym czasie stali, zostali z przerażającą siłą wyrzuceni w górę na sufit kabiny. Bagaże wypadały z górnych schowków, uderzając w głowy ludzi poniżej, podczas gdy luźne przedmioty, takie jak butelki z wodą, tace z jedzeniem i sztućce, były rzucane niczym rakiety. Gdy piloci walczyli o odzyskanie kontroli nad samolotem, maski tlenowe spadły z przedziałów nad głową na kolana przerażonych pasażerów". Samolot nagle zaczął spadać. "Jedna kobieta krzyczała z bólu, inni mieli otwarte, krwawiące rany głowy". W ogromnym chaosie i walce o przetrwanie nagle na ziemię upadł 73-letni Brytyjczyk, dyrektor teatru muzycznego z Gloucestershire, który wraz z żoną Lindą wybierał się właśnie na wakacje życia. Niestety, nic nie dało się zrobić. Mężczyzna zmarł w wyniku rozległego zawału serca.
Tragedia w samolocie. "Możemy się więcej nie zobaczyć"
Świadkowie opowiadają o tym, że część osób pisała do bliskich SMS-y pożegnalne. "Napisałem mojej żonie, że ją kocham i że więcej możemy się nie zobaczyć. To był straszne, nie umiem o tym mówić" - relacjonował potem jeden z pasażerów. Gdy piloci odzyskali kontrolę nad maszyną, zaczęli awaryjne lądowanie w Bangkoku. Na płycie lotniska stał konwój kilkunastu karetek pogotowia. Dyrektor generalny lotniska w Bangkoku opisał scenę jako pełną "paniki i chaosu". Agencja Reutera zwraca uwagę, że Singapore Airline są powszechnie uznawane za jedną z wiodących linii lotniczych na świecie i nie odnotowały w ostatnich latach żadnych poważnych zdarzeń. Tragiczny incydent bada Singapurskie Biuro Śledcze ds. Bezpieczeństwa Transportu przy udziale amerykańskich ekspertów.