„Wszędzie była krew, na podłodze leżały szczątki ciał!” - tak wstrząśnięci świadkowie opowiadają o tym, co widzieli na tureckim lotnisku zaatakowanym przez terrorystów. Trzech fanatyków, którzy we wtorek wieczorem otworzyli ogień do przypadkowych ludzi, nie patrzyli, do kogo strzelają. Zwykli turyści, ludzie, którzy oczekiwali w hali przylotów na swoich bliskich, pracownicy lotniska... Terroryści chcieli tylko, by ofiar było jak najwięcej, żeby zemścić się za walkę Turcji z Państwem Islamskim. Wszystko zaczęło się około godziny 21 czasu polskiego. Na lotnisko Ataturk w Stambule przyjechała taksówka. Wysiadło z niej trzech mężczyzn. Mieli ze sobą kałasznikowy i materiały wybuchowe. Chcieli przejść przez bramki na wejściu, kiedy zatrzymali ich pracownicy lotniska. Wtedy napastnicy otworzyli ogień.
ZOBACZ TEŻ: Zamach w Stambule. Trzech zamachowców wysadziło się w powietrze [ZDJĘCIA]
Ludzie uciekali w panice, kiedy oprócz strzałów zaczęły rozlegać się silne eksplozje. Szaleńcy zaczęli wysadzać się w powietrze. Para Amerykanów wracająca z podróży poślubnej czekała na samolot do Nowego Jorku. Na chwilę się rozdzielili, idąc do różnych sklepów, gdy Steven Nabil usłyszał strzelaninę tam, gdzie była żona. Pobiegł tam. Była ranna, a obok stał zamachowiec. Steven wziął żonę na ręce i uciekł do małego sklepu, gdzie ukryli się w szafie. - Kiedy strzały zaczęły się zbliżać, przytuliliśmy się i czekaliśmy tak przez 45 minut. Ledwo nam się udało przeżyć! - relacjonuje Nabil. Według wstępnych ustaleń ofiary to przede wszystkim Turcy, ale również 13-tu obcokrajowców,w tym obywatele Ukrainy, Chin, Jordanii i Tunezji. Nic nie wskazuje na to, by w zamachu ucierpieli Polacy.