"Super Express": - Jak na referendum w sprawie przyłączenia Krymu do Rosji patrzą sami mieszkańcy półwyspu? Większość z nich to Rosjanie, ale dużą część stanowią Ukraińcy i Tatarzy krymscy.
Tomasz Piechal: - Po stronie rosyjskiej niedzielny wieczór zamienił się w jedno długie święto. Poniedziałek ogłoszono dniem odpoczynku. Przyjęło się, że w dzień po świętach narodowych przysługuje dzień na leczenie kaca. Wśród Rosjan na Krymie panuje więc radość i odświętny nastrój. Słychać hasła w rodzaju "wracamy do ojczyzny". W knajpach w Symferopolu śpiewano nawet hymn ZSRR.
- Co na to druga strona, czyli Ukraińcy i Tatarzy?
- Oni czują smutek i mają poczucie beznadziejności sytuacji. Ukraińcy, z którymi rozmawiałem z trudem słuchali okrzyków radości pod rosyjską flagą. W sumie Ukraińcy i Tatarzy to ok. 36 proc. ludności Krymu, oni zostaną bezwolnie wchłonięci. Wątpią, czy to referendum mogło mieć demokratyczny przebieg. Głosował w nim ktokolwiek chciał. Nawet rosyjscy obywatele, którzy nie mieli adresu zameldowania.
Przeczytaj: Krym ogłasza niepodległość. Ukraina stawia na nogi armię
- Mówi się o martwych duszach na listach wyborczych, o uproszczonej procedurze dodawania nazwisk do spisu wyborców.
- Jeśli przyszedł Rosjanin z rosyjskim paszportem do komisji wyborczej i nie było go na liście uprawnionych do głosowania, to na kartce obok zapisywano jego dane i mógł oddać głos. Efekt jest taki, że 96,5 proc. poparło przyłączenie Krymu do Rosji, a frekwencja wyniosła 80 proc. Były przypadki, że głosowania odbywały się na ulicy. Wszystko robiono, żeby wynik był taki, a nie inny. To jest oczywiście wynik typowy dla wszystkich głosowań w państwach, które uznajemy za niedemokratyczne.
- Wynik referendum przesądza losy Krymu? Ukraińcy i Tatarzy rozważają w ogóle, jak będzie wyglądało ich życie, gdy to już będzie Rosja?
- Oczywiście nikt nie sięgnie po broń, bo wszyscy wychodzą z założenia, że walka byłaby z góry przegrana. Na Krymie jest przecież kilkadziesiąt tysięcy profesjonalnych rosyjskich żołnierzy. Tatarzy mają głęboki szacunek do państwa ukraińskiego i bardzo im zależało, żeby pozostać w granicach Ukrainy, ale to się nie udało.
- Referendum będzie miało wpływ na koegzystencję grup narodowościowych na Krymie? Relacje między nimi mogą się pogorszyć?
- Trudno przewidzieć, bo to jest czynnik ludzki. Władze rosyjskie będą starały się utrzymać jakieś status quo Tatarów na Krymie. W interesie Rosji nie leży rozdrażnianie muzułmanów, których w Rosji jest dość dużo. Mustafa Dżemilew, w przeszłości głowa tamtejszej mniejszości tatarskiej, był zaproszony na rozmowy do Moskwy. Nie zgodził się, ale w końcu rozmawiał z Putinem telefonicznie i relacjonował, że Putin starał się przekupić Tatarów różnymi obietnicami. Być może Rosjanie będą chcieli też jakoś pozyskać Ukraińców, a z drugiej strony jakaś ich część może chcieć wyjechać. Podobno na zachodzie i w centralnej Ukrainie szykowane są punkty dla uchodźców. Nie wiem, czy to prawda.
Zobacz też: Krym: 96,8 proc. uczestników referendum za przyłączeniem do Rosji
- Jak w tej sytuacji zachowa się Prawy Sektor? Zapowiedzieli już radykalne działania, m.in. że zniszczą gazociągi biegnące przez teren Ukrainy.
- To bardziej pytanie, komu służy Prawy Sektor. Jeśli się przyjrzeć ich działalności, to ona bardzo odpowiada stronie rosyjskiej. To oni rozkręcili spiralę agresji na Hruszewskiego, ale kiedy doszło do starć, to ich już tam nie było. Mówię też o spotkaniu Dmytro Jarosza z Janukowyczem, które miało się odbyć. Czemu ktoś o tak radykalnych poglądach chciałby się z nim spotykać? Ale to bardziej dotyczy przywódców Prawego Sektora, bo członkowie tego ugrupowania przy najlepszych chęciach mogą być po prostu używani do różnych gier. Padło wiele zapowiedzi, ale jeszcze nie podjęto żadnych działań.
- Co dalej ze wschodnią Ukrainą? Istnieje obawa, że wschodnie obwody powtórzą scenariusz napisany przez Rosjan, który sprawdził się na Krymie?
- Rosja wystąpiła z propozycją do USA i UE, żeby stworzyć grupę, w której będzie dyskutowana kwestia przyszłości Ukrainy. Podała wariant federalizacji Ukrainy, ale bez Krymu. Można się było tego spodziewać, patrząc na to, co działo się w Doniecku, Ługańsku i Charkowie. Wydaje się, że Rosja będzie podejmować kroki mające na celu "obronę ludności rosyjskiej" również tam. Ale prawdopodobnie będzie to raczej tworzenie szerokich autonomii. Od reakcji Zachodu zależy, czy to będą autonomie w wariancie miękkim, czy ostrym. A nie łudźmy się, hasła pod tytułem "autonomia", "federalizacja" Zachód jest w stanie jakoś przełknąć. W ten sposób powstanie kolejne Naddniestrze, tylko na wschodzie Ukrainy. Krym nie stanie się takim Naddniestrzem, po prostu wejdzie w skład Rosji.