Wojciech, mechanik samochdowy i kierowca rajdowy do Stanów przyjechał 5 lat temu. W Polsce sprzedał wszystko, by zainwestować w swój samochodowy biznes. I udało się, aż do 28 kwietnia…
Co ratować?!
– Tę sobotę zapamiętam do końca życia. Przyjechałem rano do pracy i poczułem dziwny zapach spalonych kabli. Nie zauważyłem jednak niczego niepokojącego, więc z kolegą Krzyśkiem zaczęliśmy przygotowywać samochód do malowania – opowiada nam Wojtek. – Praca szła pełną parą. Robota przy samochodach sprawiała nam niesamowitą przyjemność – wspomina.
Nagle w warsztacie zgasły światła, pojawił się też narastający odgłos przypominający odgłos gotującej się wody w rurach. Spod dachu na przeciwleglej stronie budynku zaczął wydobywać się dym…
– Przez głowę przebiegły mi myśli: co ratować, co wynosić, a co zostawić, czego nie zapomnieć! Modliłem się, aby jakiś cud zatrzymał ten żywioł. Na szczęście otworzyły się elektryczne drzwi do garażu. Udało nam się wyprowadzić samochody – wśród nich unikat, jedyny w USA pontiac beaumont z 1972 roku wartości ok. 80 tys. dolarów. Uratowaliśmy także sejf z dokumentami własności samochodów – opowiada Wojtek.
Reszta spłonęła
Strażacy i policjanci nie pozwolili mu wrócić po kolejne rzeczy – między innymi narzędzia, urządzenia, części i rzeczy prywatne: meble, sprzęt gospodarstwa domowego, które trafiły do zakładu w czasie przeprowadzki.
– Ja i moja dziewczyna Justyna zostaliśmy z kosmetyczką i kilkoma ubraniami, które mieliśmy w domu u naszej siostry. W pożarze straciliśmy cały dorobek materialny naszego życia oraz miejsce pracy, gdzie spełniałem swoje marzenia – smutno dodaje. Jakby nie dosyć było tych nieszczęść, dwa tygodnie po pożarze – gdy nie było jeszcze pozwolenia na wejście do budynku – skradziono wszystkie rzeczy, które w warsztacie ocalały…
Wyciągnijcie z tego wnioski
W gaszeniu pożaru warsztatau Wojtka wzięli udział strażacy ze wszystkich okolicznych miejscowosci oraz lokalny sztab zarządzania kryzysowego. Ciągle trwa dochodzenie, ale prawdopodobnie przyczyną pożaru było zwarcie elektryczne w sąsiednim garażu.
– Żyjemy od nowa, idziemy drogą którą możemy jeszcze raz wybrać. Przez ten pożar zdaliśmy sobie sprawę, że życie z najlepszego snu może zamienić się w najgorszy koszmar.
Mieszkamy w domu mojej siostry. Pracuję przy sprzątaniu zgliszczy i z pomocą kolegów kończę ocalałe samochody klientów – mówi Wojtek. – Chciałbym, by czytający ten artykuł wyciągnęli z niego wnioski. Najważniejsze jest, by zadbać o środki przeciwpożarowe, a także ubezpieczyć się.
Przyjaciele pomogą
W sobotę, 16 czerwca o godz. 7 pm. w klubie Martini w Chicago odbędzie się charytatywna impreza „Phoenix Rising – Fundraiser”, w czasie, której będą zbierane fundusze na rzecz Polaka i jego dziewczyny. Organizatorem akcji jest Alicja Burek, siostra Wojtka, chicagowska modelka, która postanowiła pomóc w tym wielkim nieszczęściu.
Więcej informacji dostępnych jest na stronie internetowej: wjfundraiser.eventbrite.com. Wszystkie pytania związane z imprezą można też wysłać pod adres emailowy: [email protected]
– Najważniejsze jest to, że żyjemy i jesteśmy zdrowi. Nie poddamy się, bo życie jest za piękne, by to zrobić. Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, którzy byli i są z nami w tych trudnych chwilach. A szczególnie naszej najbliższej rodzinie.