Czy najbliższe godziny przyniosą rozstrzygnięcie walk o Górski Karabach? Co wtedy zrobią Turcja, Rosja i Unia Europejska? Jak ogłosił wczoraj prezydent Górskiego Karabachu Arajik Harutiunian, właśnie rozpoczyna się "ostateczne starcie" w spornym regionie Kaukazu. Trwają tam intensywne walki między siłami Armenii i Azerbejdżanu. Region jest ważny strategicznie ze względu na biegnące tamtędy rurociągi, od kilkudziesięciu lat oba kraje roszczą sobie do niego prawa. Sam Górski Karabach uważa się za samodzielne państwo będące de facto protektoratem Armenii, zaś zbrojne ataki Azerbejdżanu, do którego formalnie należy, uważa za inwazję.
Potwierdzono 242 ofiary śmiertelne walk, zarówno wśród żołnierzy, jak i cywilów, jednak bilans ten może być znacznie wyższy. Siły Azerbejdżanu przeprowadziły bombardowania regionów zamieszkałych przez cywilów, w tym stolicy Górskiego Karabachu, miasta Stepanakert. Tymczasem Turcja nadal otwarcie staje po stronie Azerbejdżanu. Wcześniej Armenia oskarżała nawet Ankarę o dozbrajanie jego wojsk i wysyłanie bojowników z Syrii na linię frontu. - Dniem i nocą dążymy do tego, by nasz kraj zajął zasłużone miejsce w światowym porządku - powiedział Erdogan, jeszcze raz wspierając Baku. Tymczasem Armenia pozostaje sojusznikiem Rosji. Czy przez te sojusze dojdzie do III wojny światowej?