- Zostali pozostawieni sami sobie. Z uwagi na to, że nie mają legalnego statusu, uruchomiona przez miasto czy agencje federalne pomoc jest dla nich niedostępna - mówi "Super Expressowi" Javier Valdes z Make the Road New York.
Zapytany, dlaczego tak się dzieje, mówi, że wynika to z kilku powodów: - Niektórzy się boją, że jeżeli zgłoszą się po pomoc federalną, narażą się na deportacje. Są tacy, którzy nie wiedzą też, jak się starać o pomoc, a inni są już tak załamani wszelkimi podejmowanymi bezskutecznie próbami, że się poddali - mówi Valdes.
Dodaje też, iż obecna sytuacja spowodowała, że imigranci zostali zepchnięci jeszcze bardziej poza margines.
Faktycznie z raportu wynika, że aż 78 procent zapytanych w ankiecie imigrantów żyjących w terenach zniszczonych przez Sandy przyznało, że nie zgłosili się ani po pomoc federalną, ani do Czerwonego Krzyża. Nie złożyli też wniosków o przyznanie talonów na żywność (food stamps).
Jedną z takich osób jest Maria Lucero, imigrantka z Meksyku, która wraz z rodziną wynajmowała dom w Midland Beach na Staten Island.
- Po huraganie nie mogliśmy tam mieszkać. Przeprowadziliśmy się do znajomych, ale ta tymczasowa sytuacja przestaje już być tymczasowa. Bardzo chciałabym wrócić do domu, ale się boję - mówiła kobieta na konferencji prasowej zorganizowanej na Staten Island.