Upadające firmy, ludzie masowo tracący pracę, zamieszki na ulicach i widmo bankructwa kraju - tak dziś wygląda Islandia. Dlatego trudno uwierzyć w to, że jeszcze trzy lata temu była to wyspa mlekiem i miodem płynącą. Islandzki parlament za katastrofalną sytuację wini byłego premiera i zarzuca mu, że nie podjął odpowiednich działań na początku kryzysu, kiedy jeszcze można było uratować kraj.
Haarde jednak nie zrobił nic i w 2008 r. upadły trzy największe banki kraju, system się załamał, a Islandia zaczęła błagać europejskie instytucje finansowe o pomoc.
Dlatego posłowie w głosowaniu zdecydowali, że były szef rządu za swoje niedbalstwo musi odpowiedzieć przed sądem.