Dorota Skrzypek wraz z posłem PiS Adamem Kwiatkowskim będzie gościem Zarządu Głównego Związku Podhalan w Północnej Ameryce z okazji obchodów pamięci o Katyniu i tragedii smoleńskiej.
- Czy po 3 latach od tej strasznej tragedii rany mniej bolą?
- Na razie trudno mówić o gojeniu się ran, ponieważ ta sprawa jest cały czas żywa. My wciąż nie wiemy, co się naprawdę wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. My, rodziny smoleńskie, nie wiemy, w jakich okolicznościach zginęli nasi najbliżsi, a patrząc na to, w jak skandaliczny sposób prowadzone jest śledztwo, trudno nam zachować spokój i równowagę. Oczywiście trzeba żyć, trzeba dobrze wychować dzieci, pracować, ale to wszystko zawsze będzie na drugim planie dopóty, dopóki tragedia smoleńska nie zostanie uczciwie wyjaśniona.
- Próbuje pani żyć normalnie?
- Prawda jest taka, że nie ma wyboru i trzeba żyć, a przynajmniej próbować żyć normalnie. Trzeba patrzeć w przyszłość, także w przyszłość Polski. Trzeba też mieć nadzieję. Wyciszeniu na pewno nie sprzyja ciągły szum wokół sprawy smoleńskiej. Z drugiej jednak strony nie mogę nie widzieć w moim życiu wielkiego dobra, jakiego doświadczyłam po śmierci mojego Męża. Nie mogę nie widzieć tak wielu dobrych, bezinteresownych ludzi gotowych do pomocy, którzy, po pierwsze, mobilizują mnie do działania, a po drugie, sprawiają, że nawet najtrudniejsze rzeczy łatwiej jest znieść.
- Jak pani zapamiętała swego Męża?
- Ostatni raz widziałam Sławka 10 kwietnia rano. Wstałam razem z Nim, pomogłam Mu się przygotować do podróży, razem zjedliśmy śniadanie, rozmawialiśmy o planach na wieczór, bo o 18 Sławek miał być z powrotem w domu. Był bardzo zmęczony, ponieważ poprzedniego dnia oboje wróciliśmy z podróży służbowej do Kolumbii, Sławek skrócił ją specjalnie po to, żeby w sobotę móc polecieć do Katynia. Mimo zmęczenia był bardzo szczęśliwy, to miała być Jego pierwsza wizyta na tej ziemi. Na pokład samolotu Mąż zabrał ze sobą przepiękne monety okolicznościowe wydane przez Narodowy Bank Polski specjalnie z okazji 70. rocznicy mordu katyńskiego. Jako zapalony numizmatyk był z tych monet naprawdę dumny. Na miejscu miał je rozdać członkom delegacji, członkom rodzin katyńskich i przedstawicielom tamtejszej Polonii. Po katastrofie rozsypane monety wyściełały wrak rozbitego tupolewa...
Pyta mnie pani, jak zapamiętałam mojego Męża. W mojej pamięci Sławek pozostanie przede wszystkim jako bardzo dobry i uczciwy człowiek, jako odpowiedzialny i odważny państwowiec, jako zakochany w swoim kraju i jego historii Polak, jako człowiek wierny Panu Bogu, jako troskliwy i bardzo mądry tata, jako mój ukochany Mąż. Sławek był wyjątkowym człowiekiem i nie sposób zapomnieć ani tego, jaki był, ani tego, jak żył. Dla mnie był wzorem, przy Nim naprawdę chciało się być lepszym.
- Czy czuje pani obecność męża przy sobie?
- Na każdym kroku wszystko mi Go przypomina... Nasz dom, Jego książki, pamiątki po Nim, a najbardziej nasi synowie, bardzo do Niego podobni. Dzięki temu wszystkiemu cały czas towarzyszy mi wrażenie, że Sławek wciąż z nami jest. Jako osoba wierząca jestem przekonana, że Sławek żyje, że jest blisko nas tylko inaczej. Z taką wiarą na pewno żyje się łatwiej, choć nigdy nie powiem, że jest to proste. Braku Sławka nic nie jest w stanie wypełnić.
- Jak pani ocenia obchody tragedii smoleńskiej, które miały niedawno miejsce w Polsce?
- Rocznica śmierci mojego Męża to dla mnie bardzo trudny dzień i nie ukrywam, że najbardziej chciałam być wtedy blisko naszych synów, przy grobie Sławka i na mszy św. w Jego intencji. Poza tymi prywatnymi chwilami pojechałam jednak także do Sejmu na specjalne posiedzenie komisji Antoniego Macierewicza, aby wysłuchać podsumowania dotychczasowych prac tego gremium. A także aby za tę pracę szczerze podziękować. Wszystkie inne uroczystości organizowane przez ludzi dobrej woli śledziłam dzięki transmisjom w telewizji Trwam i nowej polskiej telewizji informacyjnej, Telewizji Republika. Szczerze przyznam, że byłam tymi uroczystościami bardzo zbudowana i wzruszona. Jestem wielką dłużniczką tych wszystkich ludzi, którzy 10 kwietnia głośno dopominali się o prawdę, o uczciwe wyjaśnienie okoliczności katastrofy i godne uczczenie wszystkich jej Ofiar. Jednocześnie pamiętali także o modlitwie za Tych, którzy zginęli 10 kwietnia. Z całego serca chciałabym za to wszystko podziękować.
- Teraz przyjeżdża pani do Chicago, do górali... czy to z powodu góralskich korzeni?
- Urodziłam się, wychowałam i nadal mieszkam w Warszawie, ale mój Mąż, którego korzenie są na Śląsku, w Katowicach, bardzo kochał polskie góry i górali. Zawsze podziwiał góralskie zasady, niezłomność i szacunek dla tradycji. Jeszcze jako młody chłopiec, potem student regularnie po górach chodził. Bardzo lubił Brenną, Beskid Żywiecki czy okolice Wisły. Niejednokrotnie razem wracaliśmy do Jego ukochanych miejsc, odkrywaliśmy też nowe zakątki, a kiedy urodzili nam się chłopcy, to w Zakopanem mąż uczył ich jeździć na nartach. Dzięki Sławkowi ja także bardzo pokochałam polskie Tatry, które do dziś wyjątkowo kojarzą mi się właśnie z Nim.
- Czy jest to pani pierwsza wizyta w Stanach?
- Nie, wcześniej dwukrotnie byłam w USA z moim Mężem. Rok temu, razem z panią generałową Krystyną Kwiatkowską, wdową po śp. Generale Bronisławie Kwiatkowskim, byłyśmy w Nowym Jorku, gdzie towarzyszyłyśmy panu profesorowi Wiesławowi Biniendzie i jego żonie Marii na cyklu wykładów poświęconych tragedii smoleńskiej, a zorganizowanych dla nowojorskiej Polonii. Tym razem do Chicago przyjeżdżam na specjalne zaproszenie chicagowskiej Polonii, szczególnie chicagowskich górali, i jestem z tego powodu zaszczycona. Bardzo czekam na to spotkanie i bardzo się na nie cieszę.
- Z jakimi uczuciami przyjeżdża pani do nas?
- Jadę specjalnie na uroczystości, które odbędą się 21 kwietnia. Jadę do Polonii, aby się z nią spotkać i osobiście podziękować za pamięć o Ofiarach katastrofy smoleńskiej, za konsekwentne dążenie do prawdy i modlitwę, którą nieustannie otacza także nas, rodziny smoleńskie. Bardzo się na to spotkanie cieszę i gorąco dziękuję za wielkie wyróżnienie, jakim jest dla mnie to zaproszenie. To dla mnie prawdziwy zaszczyt.
- W czasie obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej Donald Tusk był z wizytą w Afryce. To chyba nie jest do końca w porządku...
- Prawdę mówiąc, nie dowierzałam, kiedy dowiedziałam się, że tego dnia premier zaplanował swoją podróż do Nigerii. To tak jakby prezydenta Obamy nie było w Stanach w dniu rocznicy tragedii z 11 września. Trudno to nawet komentować, bo cóż można powiedzieć.. Najwyraźniej pan premier przed czymś ucieka. To smutne.
- Kiedy w końcu poznamy prawdę o przyczynach tej strasznej tragedii?
- Niestety, jestem zdania, że między innymi z powodu wielu zaniechań i błędów, jakie w kontaktach ze stroną rosyjską popełnił rząd Donalda Tuska, śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej wygląda dziś tak fatalnie. Część dowodów została nieodwracalnie zniszczona, a część, mam na myśli przede wszystkim wrak samolotu i oryginały czarnych skrzynek, wciąż pozostaje na terenie Rosji. Bez dostępu do dowodów, które w każdym śledztwie na świecie są najważniejsze, trudno dziś mówić o rzetelnym wyjaśnianiu katastrofy z 10 kwietnia. Widzę jednak, jak wielu ludzi na całym świecie, także tutaj, w USA, zaangażowanych jest w to, aby mimo wszelkich przeszkód dotrzeć do prawdy. Dlatego nie tracę nadziei, że to rzeczywiście kiedyś się stanie. Chcę wierzyć, że zdarzy się to niedługo, bo wiem dobrze, że bez prawdy o tym, co zdarzyło się w Smoleńsku nie będzie we mnie spokoju.
- O co ma pani największy żal do polskiego rządu?
- O to, że pozwolił na upolitycznienie katastrofy, która była katastrofą narodową i nigdy nie powinna być traktowana w kategoriach politycznych. Zginęli w niej przedstawiciele wielu różnych środowisk, różnych partii, organizacji, szefowie wojska polskiego, szefowie wielu urzędów centralnych, weterani... to była delegacja, która autentycznie reprezentowała nas, wszystkich Polaków. Nie mogę uwierzyć, że śmierć Prezydenta RP i całej delegacji można było w tak nieuczciwy sposób potraktować jako oręże w walce politycznej, a nie jako sprawę wagi państwowej, której wyjaśnienie powinno być obowiązkiem każdego uczciwego rządu.
- Kto pani w tym trudnym czasie daje największe wsparcie?
- Po 10 kwietnia poznałam wielu niezwykłych ludzi, szczególnie zaś wiele wyjątkowych i dzielnych kobiet, z których przyjaźni dzisiaj jestem dumna. Mam tu na myśli rodziny smoleńskie. Cały czas mamy ze sobą kontakt, telefonujemy do siebie, radzimy się, a nawet organizujemy wspólne wigilie. I nie ma dla nas znaczenia, czy nasi mężowie byli generałami, czy oficerami BOR, czy byli szefami urzędów centralnych, czy pracownikami kancelarii, czy byli posłami, czy pracowali w ministerstwie. Mamy takie poczucie, że podobnie jak nasi najbliżsi zostali na zawsze połączeni przez swoją wspólną, tragiczną śmierć, tak i my dzięki Nim, i wspólnym trudnym doświadczeniom zostaliśmy sobie dani na zawsze. Dla mnie to wielki dar. Jestem Panu Bogu naprawdę wdzięczna za te rodziny smoleńskie, które w wyjątkowy sposób stały się także moją rodziną.