Monika to obecnie studentka Tufts University School of Dental Medicine, a Krzysztof - Johns Hopkins University. Z obojgiem rozmawiamy oczywiście po polsku. Okazuje się, że swoją przyszłość chcą związać z polskim środowiskiem. Monika ma nawet polskiego narzeczonego.
Przejechałaś do Polski jako mała dziewczynka. Czy rodzice od razu zapisali cię do polskiej szkoły?
Monika: - Do Stanów przyjechałam, kiedy miałam zaledwie 6 lat. Od razu rodzice zapisali mnie do polskiej szkoły. Nie znając wtedy jeszcze języka angielskiego, czułam się w niej tak jak w domu. Teraz z perspektywy lat nie ukrywam, że pomogło mi to w zaaklimatyzowaniu się w nowym środowisku. Na pewno jest warto uczyć sie języka polskiego. Jest to coś, co możemy zrobić bez większego wysiłku, korzystając z pomocy naszych rodziców. Poznałam wielu ludzi, którzy żałowali, że nie znają języka swoich przodków. Polska staje się krajem coraz bardziej atrakcyjnym dla inwestorów z zagranicy. Jest również w UE i tak naprawdę nie wiemy, kiedy może nam się ta znajomość języka przydać. Owszem, nie powiem - nieraz się buntowałam, jeżeli chodzi o poprawianie gramatyczne przez rodziców i odrabianie niezliczonych zadań z gramatyki w piątki wieczorem po szkole. Ale za to teraz gdziekolwiek pójdę, to słyszę od innych, jak to oni by chcieli mówić w innym języku, ale niestety ich rodzice nie przekazali im mowy przodków. Zawsze wtedy jestem dumna z tego, że rodzice tak bardzo się starali, żebyśmy oboje z bratem mówili po polsku. Uczcie się polskiego języka, jest to bogactwo, którego nie można utracić!
Ty urodziłeś się już w Stanach. Gdzie tak dobrze nauczyłeś się mówić po polsku?
Krzysztof: - Tak jak moja siostra również chodziłem do polskiej szkoły. Było rzeczą oczywistą, że musimy mówić, czytać i pisać po polsku. Teraz cieszymy się z tego, że jesteśmy ludźmi, którzy posługują się swobodnie dwoma językami. Niewątpliwie jest to olbrzymia zasługa rodziców oraz naszych babć i dziadziusia, z którymi rozmawiamy wyłącznie w języku polskim. Poza tym w naszym domu obowiązywała jedna reguła - po przekroczeniu progu naszego domu musieliśmy używać tylko języka polskiego. Dodatkowo mama czytała nam różne polskie książki na dobranoc, a tata dbał o to, żebyśmy znali polskie filmy oraz polską muzykę.
Jak udało ci się odnaleźć w amerykańskim środowisku?
Monika: - Nie zawsze było to łatwe. Będąc dziećmi, narzekaliśmy, że nasi amerykańscy koledzy mieli wolne soboty, a my musieliśmy chodzić do polskiej szkoły. Czasami się buntowaliśmy, ale słyszeliśmy, że jak pojedziemy do Polski na wakacje, to będzie wstyd, że nie będziemy mogli się z nikim dogadać. Jednak z każdym rokiem dostrzegaliśmy wartość języka polskiego. Poza tym było fajnie, że znaliśmy już dwa języki, bo znacznie łatwiej uczyło nam się kolejnych. Znam jeszcze francuski, a mój brat niemiecki. Uczcie się polskiego języka, jest to bogactwo, którego nie można utracić! Zawsze chcieliśmy, a szczególnie mój brat, mówić po polsku bez obcego akcentu. I mówiąc skromnie, chyba nam się to udało.
A polskie tradycje w domu?
Monika: - Największą wagę przykładamy do tradycyjnych polskich świąt. Na wigilię gotujemy polskie potrawy, dzielimy się opłatkiem. Na Wielkanoc robimy pisanki. Choć na obczyźnie nie obchodzi się drugiego dnia świąt, zawsze pamiętaliśmy o lanym poniedziałku. Tata również zawsze mówił nam o 11 listopada, o Józefie Piłsudskim. Słuchaliśmy też "Pierwszej Brygady".
Teraz jesteście dorośli. Przybliżacie polskie tradycje rówieśnikom?
Monika: - Zawsze staraliśmy się znaleźć coś polskiego, czym mogliśmy się pochwalić przed naszymi rówieśnikami. Nigdy nie wstydziliśmy się naszych korzeni. Ja również należałam do grupy studentów polskich. W domu powtarzano nam, że człowiek powinien znać swoje korzenie.
Co chcielibyście robić w przyszłości?
Monika: - Chciałabym otworzyć swój gabinet stomatologiczny. I pokazać Polonii, że wizyta w nowoczesnym gabinecie nie musi być wcale taka straszna, w porównaniu z mniej przyjemnymi wizytami, jakie wiele osób przyjeżdżających pamięta z Polski.
Krzysztof: - Moim największym marzeniem jest pogłębianie wiedzy o technologii komputerowej w świecie. Ponieważ urodziłem się tuż po tym, jak światem zaczęły rządzić komputery i inne nowości techniki, mój tata pokazał mi, jaki ciekawy jest ten świat. Uczył mnie działania radia i komputerów. Rozbudził we mnie pasję. Później, w szkole średniej, rozwijałem swoje marzenia. Kiedy zostałem prezydentem klubu robotyki, zacząłem sam budować małe roboty i inne urządzenia. Teraz moje marzenia zmierzają w kierunku naukowym. Chciałbym po skończeniu studiów pracować w polskim środowisku razem z innymi inżynierami. Chciałbym razem z nimi produkować urządzenia, które mogłyby pomagać wszystkim ludziom, nie tylko Polakom. Sprawiłoby mi przyjemność, gdybym mógł pokazać, że Polacy też potrafią zrobić coś, co liczy się w świecie, a nie tylko w swoim kraju.
W tym roku wasz tata poprowadzi Polonię na Paradzie Pułaskiego. Z czym kojarzy wam się parada?
- Z uroczystą mszą, przemarszem Piątą Aleją, brzmieniem polskiej muzyki, mnóstwem flag biało czerwonych, smacznym poczęstunkiem. Maszerowaniem z naszą polską szkołą podstawową. Pamiętam, że wszyscy zbieraliśmy się tego dnia po porannej mszy i jechaliśmy na Manhattan. Wtedy wydawało mi się, że to taki długi odcinek do przejścia. Ale kiedy znaleźliśmy się na Piątej Alei, dostawaliśmy sił i dziarsko z uśmiechem pokonywaliśmy go. Zawsze było wesoło, bolały nogi, a po paradzie był poczęstunek z pysznymi polskimi ciastami pod kościołem i zabawa dla wszystkich. Jedna parada była dla mnie wyjątkowa, wtedy, kiedy zostałam Miss Polonia i wszystkich pozdrawiałam z platformy.