Godzina 9.03 rano. Do budynku nr 10 West przy 33 Ulicy, tuż przy Empire State Building podchodzi 53-letni Jeffrey Johnson. To siedziba Hazan Imports – firmy, w której sześć lat przepracował jako projektant damskich dodatków, zanim został z niej zwolniony rok temu. Przed wejściem spotyka 41-letniego kierownika (według części źródeł kierowniczkę), który go zwolnił. Przez ostatnie wspólnie spędzone chwile w pracy „byli w sporze” – jak twierdzi teraz policja. Mówi się o dręczeniu w miejscu pracy.
Johnson wyciąga pistolet 45 mm i strzela byłemu współpracownikowi trzy razy prosto w głowę. Potem odchodzi od budynku…
Morderstwo widzi pracujący w pobliżu pracownik budowlany. Rusza za sprawcą. Po chwili pokazuje go chroniącym Empire State Building policjantom. Ci, nie zastanawiając się długo, postanawiają zatrzymać napastnika.
W jednym z najbardziej ruchliwych punktów świata – na rogu 34 Ulicy i 5 Alei rozgrywa się scena niczym z filmu akcji.– Stałem właśnie na światłach, kiedy stojąca obok kobieta osunęła się na chodnik. Wtedy zobaczyłem tego człowieka z pistoletem – opowiadał potem dziennikarzom jeden ze świadków zdarzenia.
Między mundurowymi a Johnsonem dochodzi do chaotycznej wymiany ognia. Napastnik, trafiony celnie przez policję, pada wreszcie martwy na ziemię, ale trafionych kulami jest więcej – do strzelaniny dochodzi w momencie, gdy tłumy zdążają do pobliskich biur, a pierwsi turyści ustawiają się w kolejce, by zobaczyć jeden z najsłynniejszych budynków świata. Część rannych to również ofiary policyjnych kul.
Na początku niewiele z osób wokół zdaje sobie sprawę, co się dzieje. Zdezorientowani przechodnie uciekają w popłochu szukając schronienia. Oczywiście natychmiast mówi się o ataku terrorystycznym. Władze jednak szybko uspokajają atmosferę.
Ciało Johnsona leży jeszcze na chodniku badane przez policyjnych techników, gdy ich szef, komisarz Ray Kelly (53 l.) wraz z burmistrzem Michaelem Bloombergiem (70 l.) i szefową Rady Miejskiej Christine Quinn (46 l.) opowiadają, co właściwie stało się tego ranka w samym centrum metropolii. Oprócz dwóch zabitych osób (napastnika oraz kierownika z Hazan Imports) jest też dziewięć osób rannych – dwie kobiety i siedmiu mężczyzn. Wszyscy w średnim wieku. Choć miejscy oficjele nie ujawniają ich danych wiadomo, że ich życiu raczej nie zagraża niebezpieczeństwo. – To kolejny dramatyczny przykład przemocy z udziałem broni palnej – mówi Bloomberg, zdeklarowany przeciwnik wolnego dostępu do broni.
Świadkiem dramatycznych chwil w centrum Manhattanu jest również nasz rodak Artur Wadowiec ze Staten Island. Pracuje jako administrator sieci komputerowej w budynku znajdującym się naprzeciw Empire State Building.
– Jechałem autobusem do pracy. Nagle kierowca powiedział, że nie możemy dojechać na 34 St., bo ulice są zamknięte. Skrótami i zakamarkami doszedłem do budynku, w którym pracuję i jakoś udało mi się wyjść pod Empire State Building. Wszędzie wokół byli mocno przerażeni ludzie – relacjonuje Wadowiec.