Ulice Stambułu spłynęły krwią. Terroryści znowu uderzyli, tym razem w jeszcze bardziej perfidny sposób.
Najpierw zdetonowali mały ładunek. Ale tylko po to, żeby zwabić na miejsce tragedii więcej ludzi - spieszących na ratunek. A kiedy to nastąpiło, mordercy odpalili jeszcze większy ładunek. Wybuchy zabiły 17 osób. W szpitalach wciąż jest 154 rannych, w tym wielu ciężko. Wśród ofiar zamachu nie ma obcokrajowców.
- Wybuch rozrzucił ludzi naokoło. Głowy, ręce fruwały w powietrzu - relacjonował jeden ze świadków. Na ulicach po wybuchach dosłownie zrobiło się czerwono od krwi. Wszędzie widoczne były szczątki porozrywanych ciał.
Terroryści uderzyli w europejskiej części Stambułu. Pierwsza bomba eksplodowała w kabinie telefonicznej. Druga zaledwie kilkudziesiąt metrów dalej, w momencie, kiedy na miejscu pierwszej eksplozji zgromadzili się ludzie.
Nie ma wątpliwości, że był to atak terrorystyczny - twierdzą miejscowe władze. Nikt nie przyznał się do ataku. O zamach podejrzewa się Partię Pracujących Kurdystanu, która dokonywała już podobnych ataków.