Niemal natychmiast po tych słowach były gubernator Florydy oraz brat i syn prezydentów USA, znalazł się pod ostrzałem. Tak ze strony demokratów jak i republikanów. Zarzucili mu głównie hipokryzję oraz niestosowność. – Dziwi mnie bardzo, że osoba, która określa się jako proimigracyjna, używa takiego określenia. Te dzieci to ludzie, a nie żadne kotwice – komentował w wywiadzie dla CNBC Marco Rubio, republikański senator zabiegający podobnie jak Bush o partyjną nominację do wyścigu prezydenckiego. Tymczasem sam Jeb Bush nie tylko nie wycofuje się z tego co powiedział ale i twierdzi, że w określeniu „anchor babies” nie ma nic złego. - Jeżeli ktoś da mi lepsze określenie, to bardzo chętnie go użyję. Nie widzę w tym nic obraźliwego, a prawda jest taka, że te dzieci pozwalają pozostać w Stanach rodzicom, którzy są nieudokumentowani. Poza tym nie ja pierwszy użyłem tego określenia, nie ja je wymyśliłem. Wielu innych polityków używało go nie jeden raz – powiedział Jeb Bush w reporterom w New Hampshire. Przypomniał jednocześnie, że użycie tego terminu wcale nie oznacza, że zmienił swoje zdanie na temat potrzeby rzetelnej, kompleksowej reformy prawa imigracyjnego. W swoim planie – w przeciwieństwie do kontrowersyjnego Donalda Trumpa – nie ma pomysłu na to, by znieść prawo ziemi, czyli automatyczne obywatelstwo dla dzieci urodzonych w Stanach nawet jeżeli ich rodzice są nieudokumentowanymi imigrantami.
Jeb Bush: Dzieci nielegalnych imigrantów to ich… „kotwice”, by zostać w USA
2015-08-24
2:00
Znów sporo hałasu wokół imigracji. Tym razem poszło o określenie „anchor babies” czyli „dzieci kotwice”. Użył go niedawno republikański kandydat do wyścigu prezydenckiego Jeb Bush. Jego zdaniem dzieci nielegalnych imigrantów urodzone w Stanach, są dla nich pewnego rodzaju kotwicą, która pozwala im „zacumować” w Ameryce – donosi CNN.