Nie od dziś wiadomo, że zdecydowana większość członków Partii Republikańskiej ma dość konserwatywne podejście do imigrantów. A już szczególnie bezwzględne do nielegalnej imigracji. Najlepszym tego dowodem jest chociażby blokowanie w Izbie Reprezentantów ustawy reformującej prawo imigracyjne. Republikańscy kongresmani uparcie nie chcą się zgodzić na potwierdzenie pobytu i możliwość starania się „nielegalnych” o amerykańskie obywatelstwo.
Właśnie dlatego wypowiedź Busha nie spodobała się wielu osobom. Ich zdaniem, współczucie dla nielegalnych imigrantów poprzez tłumaczenie ich i usprawiedliwianie łamania prawa „aktem miłości”, było mocno nie na miejscu. – To bardzo miłe, że pan Bush ma tyle współczucia, myślę jednak, że takie opinie powinien zachować dla siebie. Należy kierować się obowiązującym prawem, a nie pochwalać jego łamanie – powiedziała Tamara Scott, członkini Republican National Committee, czyli komisji, która ma wpływ na nominowanie kandydatów w wyborach.
Jeb Bush z kłopotami za opinię o „nielegalnych”. Porównał imigrację do miłości i... klops
W polityce trzeba uważać, co się mówi. Przekonuje się o tym Jeb Bush – były gubernator Florydy, syn i brat b. prezydentów USA, a także jeden z najczęściej wymienianych kandydatów republikanów na najwyższy urząd w państwie. Zdaniem obserwatorów sceny politycznej, niedawna wypowiedź Busha, w której stwierdził, że „nielegalna imigracja to akt miłości”, może pogrążyć go przed nominacją do wyborów w 2016 r.