Jewgienij Prigożyn przerywa milczenie! Mówi, że nie chciał obalać rządu, a marsz na Moskwę był demonstracją
Bunt w Rosji, który trwał kilkanaście godzin i został przerwany negocjacjami Jewgienija Prigożyna z Putinem za pośrednictwem Łukaszenki, wywołuje nadal lawinę komentarzy. Jedni uważają, że to megalomania szefa Grupy Wagnera pchnęła go do rzucenia wyzwania dyktatorowi, inni dopatrują się w tym wszystkim spisku i uważają, iż pucz mógł zostać wyreżyserowany w porozumieniu z Putinem. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Prigożyn chciał ugrać coś dla siebie i zakładał, że osłabi jeszcze bardziej wizerunek dyktatora pozbawionego silnej armii. Po tym, jak wycofał swoje wojska, musiał wyjechać na Białoruś. teraz przerwał milczenie. W oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowym szef Grupy Wagnera tłumaczy, czemu przerwał swój bunt w Rosji. Jego stwierdzenia mogą zaskakiwać! Prigożyn twierdzi teraz, że... wcale nie chciał obalać Władimira Putina.
Prigożyn tłumaczy się z buntu w Rosji: "Nie chcieliśmy przelewać rosyjskiej krwi. Chcieliśmy demonstrować i protestować, a nie obalać rząd"
Jak wyjaśnia Jewgienij Prigożyn, marsz jego ludzi na Moskwę tak naprawdę był pokazem tego, jak powinien był wyglądać początek wojny na Ukrainie. „Gdyby na początku specjalnej operacji wojskowej zadania wykonywali tacy ludzie jak Grupa Wagnera, być może potrwałaby ona tylko kilka dni. Pokazaliśmy poziom organizacji, który powinna mieć armia rosyjska” – stwierdził Prigożyn. Jak dodał, bunt bezpośrednio wywołał atak rakietowy na wagnerowców, w którym zginęło 30 osób, jednak w trakcie marszu nie zginął żaden rosyjski żołnierz po stronie przeciwnej. "Chcieliśmy, by sprawiedliwości stało się zadość dla tych, którzy popełnili wielkie błędy podczas operacji specjalnej. Nie chcieliśmy przelewać rosyjskiej krwi. Chcieliśmy demonstrować i protestować, a nie obalać rząd" - tłumaczy się teraz szef Grupy Wagnera.
Bunt w Rosji. O co chodzi? Jak się zaczął, czemu został przerwany?
Jewgienij Prigożyn parę miesięcy temu niespodziewanie zaczął atakować rosyjskie ministerstwo obrony, a pośrednio także swojego niedawnego przyjaciela Putina. Ostre komentarze na temat nieudolności rosyjskiego ministerstwa obrony skończyły się, jak pokazały ostatnie dni, buntem w Rosji. 23 czerwca szef Grupy Wagnera ogłosił pucz przeciwko Putinowi i marsz swoich wojsk na Moskwę. Zajął też siedzibę dowództwa wojskowego Rosji w Rostowie nad Donem. Praktycznie przez nikogo nie niepokojeni, wojacy Prigożyna w liczbie kilku tysięcy zbliżyli się na odległość około 200 kilometrów od Moskwy, gdy nagle ogłoszono odwrót. Prigożyn stwierdził, że "by uniknąć rozlewu krwi" i "zgodnie z planem" (!) nakazał powrót żołnierzy do obozów. Doszło do tego po negocjacjach, jakie szef Grupy Wagnera prowadził z Putinem za pośrednictwem Alaksandra Łukaszenki. W ramach "ugody" z Putinem Prigożyn wycofał swoich ludzi, w zamian otrzymał obietnicę amnestii dla buntowników i umorzenia śledztwa prokuratorskiego we własnej sprawie. Musiał też wyjechać na wygnanie na Białoruś, gdzie przebywa od niedzielnego (25 czerwca) poranka.