Śmierć Joanny Kosiński, która przez wiele lat zasiadała w zarządzie chicagowskiego Polskiego Muzeum w Ameryce, bardzo poruszyła pracowników tej instytucji. Do dziś muzealne pokoje i sale zdają się być bez Niej takie puste...
– Kiedy uświadomiłam sobie, że już jej nie ma, długo płakałam. A potem dziękowałam Bogu, że dał nam tak dobrą, wspaniałą kobietę, przyjaciela i mentora. Mnie, mojemu mężowi oraz innym będzie brakowało jej bardzo. Po raz ostatni widziałam Joannę 10 czerwca, a na dziewięć dni przed jej śmiercią rozmawiałam z nią przez telefon (pani Joanna zmarła 29 czerwca – przyp. red.). Nie mogę uwierzyć, że jej już nie ma. Bardzo mi jej brakuje – mówi nam ze smutkiem w głosie Maria Cieśla, prezes zarządu PMA.
Dodaje, że pani Joanna była człowiekiem o wielkim sercu, bardzo skromnym. – Nigdy nie obnosiła się ze swoją pozycją, wspierała Muzeum zawsze po cichu – wspomina dalej Cieśla panią Joannę, którą znała od blisko 40 lat. – Rzadko unosiła głos, z wyjątkiem gdy zobaczyła bądź usłyszała nierzetelność czy błąd. Była oddaną wolontariuszką w naszym Muzeum, przez rekordowo długi czas. Żadna praca nie była jej obca. Przygotowywała pocztę, szefowała naszemu zarządowi – wylicza Cieśla.
Wspomina również, że pani Kosińska zawsze dbała, by organizacje, takie jak Muzeum, nigdy nie cierpiały niedostatku. – Dawała szczodrze i często – mówi Cieśla. I zapewne dlatego w 2010 roku pani Kosińska otrzymała odznaczenie „Wybitna Kobieta-Filantrop”.
Z kolei Halina Misterka z PMA dodaje, że pani Joanna z pozoru sprawiała wrażenie osoby nieprzystępnej i surowej.
– Tak ją odbierałam na początku mojej pracy w Muzeum. Przy bliższym poznaniu odsłaniała swoje prawdziwe, ciepłe oblicze. Była takim dobrym duszkiem PMA, z otwartym sercem i... zasobną kieszenią. Uczestniczyła z mężem, we wszystkich naszych inicjatywach – wspomina Halina.
– Joanna wzbudzała niezwykły szacunek i respekt. Czuję się naprawdę zaszczycona, że mogłam ją poznać i z nią współpracować. Pozostanie w mojej pamięci i modlitwie na zawsze! – kończy ze wzruszeniem Halina.