– Ciała, a właściwie co z nich zostało, znajdujemy wszędzie. Dosłownie. Stan niektórych szczątków uniemożliwia identyfikację bez badania DNA. Wiadrami wynosimy spalone elementy konstrukcji i przeszukujemy je w poszukiwaniu kości. Na razie rodziny potwierdziły tożsamość jedenastu. Kontynuujemy akcję, mimo że ciągle jest ona bardzo niebezpieczna z uwagi na stan zniszczeń. Ale koncentrujemy się na tym i robimy, co w naszej mocy – mówił w Ray Kelly w poniedziałek na konferencji. Dodał, że ofiar może być więcej bowiem na imprezie mogło się bawić nawet 150 osób, a ciągle do niewielu żywych udało się dotrzeć. Utrudnia to też i fakt, że Oakland Ghost Ship, jak nazywano to miejsce, działał jako przestrzeń artystyczna, ale ciągle odbywały się tam różne imprezy i na co dzień przebywało i nocowało wiele osób. Mimo że nie było na to pozwolenia a samo miejsce nie miało odpowiednich zabezpieczeń.
Nadal nie wiadomo, co było przyczyną pożaru, który wybuchł w nocy z piątku na sobotę czasu lokalnego. Jak mówiła w sobotę szefowa lokalnej straży pożarnej Teresa Deloach-Reed, mimo pojawienia się ognia nie aktywowały się żadne czujniki dymu, a budynek nie był wyposażony w automatyczne systemy gaśnicze. Śledztwo w stek sprawie też jest kontynuowane ale na razie akcja koncentruje się na szukaniu ofiar.
Już 36 ofiar pożaru w Kalifornii. Bilans może się zwiększyć
Rośnie tragiczny bilans ofiar pożaru jaki wybuchł na nielegalnej imprezie zorganizowanej w potężnym magazynie zamienionym w nieoficjalny klub w kalifornijskim Oakland. W poniedziałek służby ratownicze potwierdziły 36 ofiar śmiertelnych. Bilans niestety może być jeszcze tragiczniejszy, bowiem niektóre ciała są tak zwęglone, że trudno odróżnić je od spalonych elementów konstrukcji.