Wiadomo, że samolot udawał się do miasta Pangkal Pinang na wyspie Bangka, w pobliżu Sumatry. Rzecznik linii Lion Air przyznał, że około 13 minut po starcie maszyna zniknęła z ekranów radarów. Ponadto utracono wówczas kontakt radiowy z załogą. Dodał, że tuż przed utratą łączności załoga maszyny prosiła o powrót na lotnisko. Jak wspominał: - Kontrola ruchu lotniczego zezwoliła na to, ale zaraz potem utraciła kontakt z maszyną. Zapewnił również, że maszyna była sprawna (miała być wykorzystywana przez te linie lotnicze od sierpnia) zaś obaj piloci byli doświadczeni (zgromadzili łącznie 11 tys. godzin lotu).
Okolo godziny szóstej (naszego czasu) miejscowe służby ratunkowe i poszukiwawcze odnalazły samolot w Morzu Jawajskim. Wrak spoczywa na głębokości ok. 35 metrów. Przedstawiciel Narodowej Agencji Poszukiwań i Ratownictwa przyznał: - Znaleźliśmy już kamizelki ratunkowe, telefony komórkowe, książki i fragmenty maszyny.
Niestety, według indonezyjskich służb ratowniczych szansa, że ktokolwiek przeżył katastrofę jest minimalna. To oznaczałoby, według informacji przekazanej przez indonezyjskie władze, że w katastrofie życie straciło 189 osób (w tym dwoje małych dzieci oraz siedmioro członków załogi).