Pilota samolotu lecącego z Australii do Kuala Lumpur musiał oblecieć niezły strach, gdy zorientował się, że w samolocie włączył się alarm przeciwpożarowy. Co prawda nikt nie zauważył żadnego ognia ani dymu, ale maszyna i tak musiała wylądować awaryjnie na Bali. Jakież było zdziwienie załogi, gdy odkryli co było prawdziwą przyczyną ich przymusowej wizyty na lotnisku w egzotycznej miejscowości! Okazało się, że to stężenie gazów wytwarzanych przez stado kóz wywołało taką reakcję urządzeń przeciwpożarowych... Ponad 2 tysiące przewożonych czworonogów chyba nadmiernie przejęło się podniebną podróżą, a ich ekscytacja objawiła się we wzmożonej pracy przemiany materii. Po kilku godzinach postoju samolot wyruszył z Bali i bezpiecznie dowiózł zestresowanych pasażerów na miejsce docelowe. Zwykła podróż, a ile emocji!
ZOBACZ TEŻ: Kot BOGACZ w dwa lata zarobił 100 milionów dolarów!