"Aktualnie jestem na statku" - napisał na swoim facebookowym profilu marynarz z Ustki. To był jeden z jego ostatnich wpisów. Statek "Baltic Ace" pod banderą Bahamów w środę wieczorem poszedł na dno Morza Północnego ok. 40-50 km od Rotterdamu, a marynarz znalazł się wśród pięciu służących na nim Polaków, którzy zginęli.
Na samochodowcu przewożącym 1400 nowych aut, głównie mitsubishi, płynęła 24-osobowa obsługa, w tym 11 Polaków, wśród nich kapitan jednostki. Wyruszyli z Belgii i mieli dotrzeć do Finlandii.
Trasa "Baltic Ace" przecinała się z kursem 135-metrowego cypryjskiego kontenerowca "Corvus J". W tym miejscu ruch morski jest duży. Doszło do zderzenia i "Baltic Ace" błyskawicznie nabrał wody. Marynarze skakali na tratwy ratunkowe, ale nie wszyscy zdążyli. Po 15 minutach okręt był już pod wodą, a nad miejscem tragedii krążyły helikoptery, podejmując z wody rozbitków.
Przeżyło 13 osób, w tym 6 Polaków. Wśród ocalonych polskich marynarzy znalazł się Damian M. (28 l.) z Darłowa. Znaleziono ciała 2 naszych rodaków, 3 uznawanych jest za zaginionych, ale akcja została przerwana i ratownicy nie mają już nadziei na znalezienie ich żywych. Stan uratowanych jest dobry, ale są w szoku. Jeszcze za wcześnie, by mówić o przyczynach tej tragedii, ale najprawdopodobniej zawinili i ludzie, i sztorm.