W Korei Północnej można zostać rozstrzelanym, gdy pojawi się choćby cień podejrzenia o konszachty za zgniłym Zachodem. Kim Dzong Un stara się, jak może, by obywatelom Korei Północnej było możliwie jak najgorzej i by nie dowiedzieli się, że gdzieś jest lepiej. Nic dziwnego, że fakt istnienia internetu i przenośnych dysków z danymi spędza sen z powiek północnokoreańskiemu dyktatorowi. Bo przecież na takich dyskach można przemycić obrazy innego, lepszego świata, gdzie nie ma głodu i gdzie ludzie cieszą się życiem, zamiast drżeć o swój los i czcić Kim Dzong Una. Nic dziwnego, że tyran nienawidzi przemysłu rozrywkowego z całego serca - i jak się okazuje, za wszelką z nim styczność każe śmiercią. Jak informuje Transitional Justice Working Group, południowokoreańska organizacja pozarządowa monitorująca działania Kim Dzong Una, szalony dyktator kazał rozstrzelać co najmniej siedem osób, bo słuchały niewłaściwej jego zdaniem muzyki. Jakiej?
Zobacz także: Kim Dzong Un każe ludziom jeść łabędzie! Szok w Korei Północnej
Był to tak zwany K-pop, czyli południowokoreański pop. Przesłodzone hity śpiewane przez zachodnio wystylizowane młode piękności to według Kima "złośliwy rak" zatruwający umysły jego poddanych. Stanąć przed plutonem egzekucyjnym można nie tylko za przemyt (zazwyczaj z Chin) tego rodzaju muzyki, ale nawet za sam fakt jej słuchania. Poniżej znajdziesz przykłady piosenek K-pop! Na szczęście w Polsce można ich słuchać do woli...