Południowokoreańska agencja Yonhap zacytowała przedstawicieli sztabu armii Korei Płd, którzy mieli stwierdzić, że niezidentyfikowane pociski krótkiego zasięgu wystrzelono w piątek o godzinie 2:59 i 3:23 rano czasu lokalnego z południowej prowincji Hamgyong w Korei Północnej. Rakiety następnie wpadły do Morza Wschodniego (Japońskiego). Dodano przy tym, że sytuacja jest monitorowana na bieżąco a ichniejsza armia jest utrzymywana w gotowości bojowej.
Anonimowy urzędnik administracji Donalda Trumpa oświadczył, że Korea Płn. wystrzeliła co najmniej jeden pocisk, ale mogło ich być więcej. Jego zdaniem testy nie stanowią jednak żadnego zagrożenia dla USA.
Komentatorzy zwracają jednak uwagę, że przywódca USA postawiony został w trudnej sytuacji, bo Kim robi, coś innego niż wynikało to z deklaracji złożonych podczas ostatnich spotkań (to już trzecie testy rakietowe Korei Północnej w ciągu tygodnia). Tymczasem Trump bagatelizuje sytuację, określając ją "standardowym działaniem" i twierdząc, że jest przekonany o tym, że Pjongjang ściśle kontroluje swoje poczynania. - W jego opinii: - Były to pociski krótkiego zasięgu. Nigdy nie zawarliśmy porozumienia w tej sprawie. Nie mam z tym problemu. Zobaczymy, co się stanie, ale wystrzelenie takich pocisków to działanie standardowe.
Polecany artykuł: